Blog
28 listopada 2023
Rozmowy przy świątecznym stole
Jak znaleźć sposób na udane święta? Zaakceptować rodzinę mimo wszystko? Wyjechać? A może przemodelować swoje podejście?
„Jak tam święta, udane czy rodzinne?”
- Rafael Santandreu, Twój umysł na detoksie, czyli jak nie zatruwać sobie życia
Drżący głos, spocone dłonie, bolący brzuch, bijące szybciej serce. W ten sposób Twój organizm daje znać , że zjada Cię silny stres. Bo wiesz, że już za kilka godzin usiądziesz do stołu z niewidzianą od kilku miesięcy, albo nawet od roku, bliższą lub dalszą rodziną. W myślach modlisz się, aby tym razem ciocia Marysia czy wujek Zdzisiek nie zadawali wścibskich pytań ani nie wygłaszali kąśliwych uwag. A masz ich w głowie całą listę: gdzie Twój ukochany, którego jeszcze dwa miesiące temu widać było na waszym wspólnym zdjęciu na Facebooku; kiedy ślub, a jeśli już jesteś po ślubie, to kiedy dziecko, bo przecież zegar biologiczny tyka; ile zarabiasz i kiedy podwyżka, kiedy awans, nowe mieszkanie, a ten samochód to chyba służbowy, czyli nie stać Cię na własny; dlaczego od razu rozwód; nie podnoś na ciocię głosu; nie garb się; chyba przytyłaś, albo zmizerniałaś, może jednak zjesz jeszcze kilka pierogów; dlaczego nie spróbowałaś karpia, przecież mama tak się starała… widziałaś ostatnio Agatkę, córkę sąsiadów, ona taka piękna; Twój sernik trochę suchy, wolę wilgotny; nie złość się, bo złość piękności szkodzi… Nie wspominając nawet o dyskusjach na temat przekonań religijnych, politycznych czy światopoglądowych...
Pocieszę Cię – to spotyka nie tylko Ciebie. Internet pęka od poradników bogatych w inspiracje, jak bezpiecznie przetrwać celebrację w rodzinnym gronie i jakich tematów przy stole lepiej nie poruszać. U wielu osób pojawia się tak zwany stres okołoświąteczny, a rodzinne święta zajmują 42. miejsce na sporządzonej przez Holmesa i Rahe’a skali wydarzeń życiowych powodujących nasz największy stres (zdobywając 12 punktów na 100). Dlaczego czas kojarzący się z ciepłem, radością i bliskością zamienia się niekiedy w słowną i emocjonalną walkę na ringu? Czy da się to zmienić? Czy migoczący świat, który oglądamy w telewizyjnych reklamach od początku grudnia, ma szansę zaistnieć w naszych czterech ścianach, czy też lepiej od razu włożyć ten scenariusz między bajki?
Oczekiwania kontra rzeczywistość
Plan zwykle jest prosty. Na kilka świątecznych dni chcielibyśmy zostawić za sobą ważne sprawy i troski. Jednak zamiast upragnionej chwili oddechu, relaksu i radości ktoś wciąż nam przypomina o nieudanych związkach, niezamkniętych sprawach, niespełnionych oczekiwaniach, braku umiejętności czy planów na przyszłość. Psycholożka Agata Stucka podkreśla: „Święta, w dużym skrócie, mówią nam o rozpoczęciu nowego rozdziału, o odrodzeniu, a tymczasem zamiast dążyć do blasku, musimy się mierzyć z mrocznymi tematami z obszaru cienia. Dla mnie to tym bardziej poruszające, że – niestety, takie odnoszę wrażenie – jest to w pewien sposób wpisane w naszą kulturę”. I tak przy stole słyszymy stereotypowe pytania-wyzwania, nawiązujące do tradycyjnego modelu szczęśliwej rodziny z gromadką potomstwa. Nikogo nie interesuje nasze zdanie, zwłaszcza jeśli miałoby odbiegać od oczekiwanego wzoru. „Wchodzimy w rolę dziecka, które przecież nie ma głosu. Znowu mamy na sobie krótkie spodenki, a nikt przy stole nie traktuje nas poważnie” – dodaje Agata Stucka. „Według mnie przede wszystkim brakuje tu komunikacji” – uważa psycholożka Marta Kamińska. „Często mamy w głowie jakieś wyobrażenie tego, jak spędzimy święta. Pamiętajmy jednak, że nikt poza nami go nie zna. A gdyby nasza wizja została wcześniej ujawniona i uzupełniona, może udałoby się znaleźć kompromis”.
Ocenianie a rozmowa
Problem leży w tym, że często w ogóle się nie komunikujemy, bo na przykład zakładamy, że coś jest dla innych oczywiste tak jak dla nas samych. Poza tym musimy szczerze przyznać, że również nam ocenianie innych przychodzi z łatwością. „Nasz umysł jest tak skonstruowany, że łatwiej nam przetwarzać rzeczywistość, która jest kategoryzowana i szufladkowana” – potwierdza Marta Kamińska. I dodaje: „Do pewnego stopnia jest to normalny proces. Choć często wiąże się z tym jeszcze coś głębszego – nie umiemy mówić o swoich emocjach. A często dyskusja o tym, kto zrobi pierogi, jest tylko fasadą, za którą kryją się ważniejsze treści. Ktoś na przykład czeka na dzień przygotowywania farszu i ciasta, by potem usłyszeć komplementy na ich temat, a przez to poczuć się doceniony, można by wręcz powiedzieć «wewnętrznie dokarmiony». Albo jest to dla niego zadanie po prostu budzące miłe wspomnienia, bez których nie wyobraża sobie grudniowego czasu. Konkretny, jasny przekaz mógłby pomóc w zrozumieniu, a co za tym idzie – wywołać większą otwartość po drugiej stronie. Zgodnie z modelem NVC wszystkie wypowiedziane emocje są informacją o naszych niezaspokojonych potrzebach. To oznacza, że na przykład w – wydawać by się mogło – złośliwym pytaniu typu «znalazłaś sobie w końcu kogoś?» może kryć się duży pierwiastek czyjegoś niepokoju. Spróbujmy go dostrzec. To może nam także pomóc w zrozumieniu intencji drugiej osoby”.
Ja i moje potrzeby
Zmianę dobrze zacząć od siebie. Warto jeszcze przed rodzinnym spotkaniem zastanowić się, o czym chcemy rozmawiać, a o czym niekoniecznie. Jakie tematy są w naszym poczuciu otwarte i jesteśmy gotowi dzielić się nimi z innymi. „Oczywiście, niezależnie od stopnia naszego przygotowania może wystąpić pewnego rodzaju napięcie w odpowiedzi na kłopotliwe pytania” – zaznacza seksuolożka i terapeutka par Ela Trandziuk. Co możemy zrobić w takiej sytuacji? „Jeśli nie będziemy trenować umiejętności mówienia «nie», tego, moim zdaniem, najpiękniejszego słowa na świecie – bo ono pozwala pilnować naszych granic – to my na tym stracimy. Działa tu prosta zasada: jeśli nie chcę czegoś zrobić, ale mówię komuś «TAK», to jednocześnie mówię «NIE» sobie, niejako siebie porzucam. Istotny jest więc jasny komunikat: «słyszę, że to jest dla Ciebie ważne, natomiast ja układam moje życie według moich zasad»”. Pamiętajmy jednak, że takie postawienie sprawy może mieć poważne konsekwencje, ponieważ konfrontacja z prawdą bywa bolesna. Możliwy jest scenariusz, że istotna dla nas relacja nie będzie miała szans na rozwój ze względu na brak odpowiednich zasobów po jednej lub drugiej stronie. Ale, co ważne, jest też szansa na początek prawdziwej rozmowy, zaczynającej na nowo budować coś ważnego, lecz już na zdrowych zasadach. Zdaniem Marty Kamińskiej potrzeby różnych osób nigdy nie stoją ze sobą w konflikcie. „Na poziomie potrzeb, które dotyczą świątecznego czasu, jesteśmy równi. Możemy jednak mieć różne wizje czy też strategie ich realizacji. Szukajmy rozwiązań na tym poziomie”.
Grzeczność a stawianie własnych granic
W sytuacjach różnicy zdań istotne jest pilnowanie własnych granic. „Bez względu na to, jak może zareagować ciocia, babcia czy dziadek, mamy przecież prawo powiedzieć, że nie życzymy sobie pewnego rodzaju komentarzy” – kontynuuje Marta Kamińska. „Znowu odeślę do modelu NVC, który bardzo jasno wskazuje, że nie jesteśmy odpowiedzialni za czyjeś emocje, słowa i zachowania. Mamy za to wpływ na to, jak ta sytuacja do nas trafia i co z tym zrobimy. Nie mamy gwarancji, że zmienimy innych, ale też nie to powinno być naszym celem. Możliwe są dwie opcje: albo ktoś zareaguje zgodnie z naszym oczekiwaniem, albo się obrazi na naszą asertywność. Ale w żadnym wypadku nie jest to informacja o nas”. Nie powinniśmy akceptować rzeczy, które nas dotykają, bolą, czy wpędzają w poczucie winy. Bo ostatecznie to my sami za to zapłacimy. Nie da się jednak ukryć, że dla pokoleń, które funkcjonowały według zasad typu: „bądź grzeczny, zachowuj się, nie wychylaj się, nie pyskuj”, próba postawienia granic i bycia asertywnym może być bardzo trudnym doświadczeniem. Ela Trandziuk dodaje: „Dla mnie wartością nadrzędną jest to, by dobrze się czuć z samym sobą. Co więcej, uważam, że sposobów reakcji w obronie swoich granic, zupełnie naturalnej u zdrowej, dojrzałej, dorosłej osoby, nie należy definiować w kategoriach «grzeczności». To nieustający trening, w którego efekcie możemy nabrać poczucia ważności w kontakcie z drugą osobą”. Agata Stucka z kolei przekonuje: „Według mnie kontrowersyjne tematy mogą pojawiać się przy stole niejako zastępczo, również po to, by nie wejść w kwestie bliskości i zrozumienia. Trudno nam być autentycznymi, otworzyć się w gronie ludzi, których nie darzymy dużym zaufaniem. Tymczasem zamiast szukać ucieczki od rodzinnych spotkań przy świątecznym stole, warto, moim zdaniem, ustalić jasne zasady, aby zadbać o swój komfort psychiczny. Może wcześniej razem zastanówmy się, jak chcielibyśmy ten wspólny czas spędzić? To też jest dobry moment na zaznaczenie swoich granic”.
Święta – co to dla mnie znaczy?
„Nie wydaje mi się, żeby w kontekście świąt najważniejsza była dyskusja o stawianiu granic. Chyba nie o to chodzi” – zaznacza psycholog i trener Dariusz Michalec. „Przecież święta są jak życie – z całym wachlarzem odcieni i barw. I być może zabrzmię teraz nieco kontrowersyjnie, ale dla mnie nie ma niczego złego w chęci lub gotowości do poświęcenia się dla innych. Tych kilka grudniowych dni ma bardzo wspólnotowy charakter. Dawniej pusty talerz pozostawiony na wigilijnym stole miał wymiar praktyczny – oznaczał gotowość zaproszenia do swojej małej wspólnoty kogoś niespodziewanego. Dlaczego? Bo właśnie nie chcieliśmy, żeby ktoś w tym czasie został sam”. Oczywiście, święta Bożego Narodzenia już z samej definicji mają charakter religijny, a my w obliczu kryzysu duchowości uciekamy dziś w konsumpcjonizm: górę prezentów pod choinką, potrawy zamówione w ulubionej restauracji, bez cioci, która narzeka, bez wujka, który poruszy tematy polityczne. Zdaniem Agaty Stuckiej początkiem pracy, którą powinniśmy wykonać, jest określenie naszych intencji lub celu. „Po co idziemy na spotkanie wigilijne do rodziny? Jeśli po to, żeby walczyć, to będziemy walczyć. Jeśli idziemy, żeby kogoś przekonać do tego, że źle głosował w ostatnich wyborach, to będziemy się przerzucać argumentami politycznymi. Jeśli chcemy pokazać, jak nam się fantastycznie układa w życiu, to będziemy się puszyć i chwalić. Zakładam jednak, że chcemy ten czas spędzić inaczej, dlatego namawiałabym, żeby przede wszystkim zacząć od siebie. To banał, ale zmiana naprawdę zaczyna się w nas, a wierzę, że z czasem może wpłynąć na całą rodzinę”.
Różnica między „muszę” i „chcę”
A gdyby tak wszystko, co trudne, zostawić za drzwiami? Marta Kamińska zaznacza: „Jest jakaś ogromna presja, żeby rozmawiać, tak jakby trzeba było czekać w napięciu na niebezpieczne tematy. Czy nie można by było po prostu jeść, chwalić pyszne pierogi cioci Krysi lub makowiec babci? Może warto sprawić, by święta były o byciu razem, choćby i w milczeniu. To oczywiste, że ludzie o różnych poglądach i wartościach powinni ze sobą rozmawiać, dyskutować – ale może niekoniecznie podczas wigilijnej kolacji? A gdy zastanowimy się, co jest dla nas naprawdę najważniejsze, spróbujmy zamienić słowo «muszę» na słowa «chcę, bo». Chcę uczestniczyć w tym spotkaniu, bo chcę mieć relacje rodzinne. To jest niby mały zabieg, trik językowy, ale kiedy wypowiadam to inaczej, nagle widzę, że to ja wybieram i z jakiegoś powodu chcę właśnie tego”. „A gdyby tak pobyć, pomilczeć, a jeśli ktoś zwykle milczy, to się odezwać?” – kontynuuje Dariusz Michalec. „A gdyby tak zamiast drogiego zegarka ofiarować sobie miły gest, traktować siebie z szacunkiem, zaoferować innym naszą uwagę i zainteresowanie? A gdyby tak wcześniej włączyć się w przygotowania? Zrobić zakupy, udekorować choinkę, wykroić pierniki. Mam wrażenie, że część osób chce od tego uciec, a najbardziej zaniedbywaną funkcją świąt jest uczestnictwo”. Potwierdza to Agata Stucka: „Zastanówmy się, czy bardziej zależy nam na posiadaniu racji, czy relacji, i spróbujmy zbudować chęć słuchania, ciekawości, zrozumienia innej perspektywy, oczywiście cały czas pozostając w łączności ze sobą. Pomocne może tu też być zwykłe poczucie humoru. Warto poszukać sposobów, by pozytywnie nastawić się do rodzinnego spotkania, robić przed świętami rzeczy, które nam służą. Wtedy też będzie nam łatwiej myśleć o kilku wspólnie spędzonych godzinach jako czasie dobrej zabawy, reagować na trudne pytania z uśmiechem, zbywać je żartem, rozładowując w ten sposób atmosferę”.
„Nie” dla wspólnego świętowania?
Co jednak zrobić, gdy nie mamy siły albo ochoty na zmiany? Co, jeśli oczekujemy od świąt czegoś zupełnie innego niż członkowie naszej rodziny? „Jeśli ktoś wybiera święta w pojedynkę, a jest to dla niego forma ucieczki, to myślę, że musi mieć dobry powód” – podkreśla Marta Kamińska. „Być może bycie z bliskimi naprawdę nie służy tej osobie. Wierzę mocno, że powiedzenie «NIE» dla jakiejś potrzeby oznacza «TAK» dla innej. Jeżeli mówię «NIE» dla pojechania na święta do rodziny, to od razu mogę się przyjrzeć, jakiej potrzebie mówię «TAK». Istnieje szansa, że wtedy będzie nam też łatwiej usłyszeć «NIE» od innych”. „Być może w danym momencie lęk czy strach przed przyjazdem do rodziny jest na tyle duży, że dla tej osoby zdrowszy będzie samotny wyjazd” – potwierdza Agata Stucka. „W ten sposób ktoś dba o swoje granice, swoje bezpieczeństwo, swoje potrzeby. Czasami uciekamy, ponieważ nie jesteśmy gotowi na konfrontację. Zdarzają się takie sytuacje rodzinne, w których odwołanie świątecznej wizyty będzie lepszym wyborem”. Znowu jednak warto przyjrzeć się sobie. Ela Trandziuk dodaje: „Uważam, że każdy ma wolny wybór, a do tego bez tych trudnych doświadczeń nie jesteśmy w stanie zobaczyć siebie w różnych scenariuszach. Do rozstrzygnięcia pozostaje kwestia, co zrobimy z tym nowym doświadczeniem. Mimo wszystko samotne święta mogą się okazać dla nas bardzo trudne, związane z poczuciem izolacji, osamotnienia, dlatego warto zadbać o poczucie bliskości, odbyć miłą rozmowę, dać sobie szansę na wzajemną uwagę. Bo bliskość tworzy współprzeżywanie, czyli po prostu dzielenie wspólnych chwil”. „Jeżeli wcześniej nie uporządkujemy swojego świata wewnętrznego i ważnych dla nas relacji z innymi, to święta nie będą udane. Bo rodzinne święta są takim szkłem powiększającym, w którym drobne sprawy urastają do większej rangi” – zaznacza Dariusz Michalec.
Razem nie znaczy tak samo
A może zanim podejmiemy decyzję o rezygnacji ze wspólnych świąt, spróbujmy przyjąć, że nie jesteśmy wszyscy tacy sami? Czy nauka prawdziwej bliskości nie polega na próbie przyjęcia, że różnice między nami to coś naturalnego? „To zupełnie normalne, że człowiek miewa dylematy” – kontynuuje Dariusz Michalec. „Z jednej strony chcielibyśmy spotkać się z ciocią, ale z drugiej strony wiemy, co powie, i już na samą myśl o tym na całym ciele pojawia się gęsia skórka. W tym momencie rodzi się pytanie, czy ten dylemat w ogóle musimy rozstrzygać. Wspólnota niekoniecznie musi oznaczać podobne zapatrywania, gusta, smaki i podobne rozumienie świata. A może warto spojrzeć na to spotkanie różnic w inny sposób? Zauważyć okazję i szansę do zyskania nowego punktu widzenia, do nauki czegoś nowego? Ostatnio ktoś pomógł mi zrozumieć, że słowo «gościnny» składa się z dwóch: «gość» i «inny». Jeśli wszędzie będę pić tylko kawę, którą lubię, to nigdy nie poznam smaku innej. Jeśli chcemy mieć pewność, że zostaniemy ugoszczeni w dokładnie taki sposób, jaki nam odpowiada, to może lepiej zostańmy w domu. Świętowanie ma też wymiar związany z budowaniem swojej tożsamości, samowiedzy, preferencji w zderzeniu z odrębnością”. „Pamiętajmy, że każdy z nas ma w sobie jakąś toksyczną nitkę” – dodaje z kolei Ela Trandziuk. „Rządzą nami wyuczone schematy. Ale relacje są po to, żeby przyjrzeć się też sobie. Może istotna dla mnie sprawa – dla kogoś jest mniej kluczowa? A może czegoś komuś zwyczajnie zazdroszczę? Dla mnie rozmawianie jest nie tylko wtedy, gdy jest nam do siebie po drodze, kiedy karmimy się nawzajem, ale też wtedy, kiedy nasze wartości zupełnie się wykluczają”. Warto pamiętać, że docieranie się wymaga czasu i pracy. Bądźmy szczerzy ze sobą, ale też uczmy się otwartości na inność. Uczmy się siebie, a być może znajdziemy klucz do relacji ważnych dla naszego funkcjonowania i dla zachowania zdrowia psychicznego.
Tradycja a przyjemność
Jak widać, w życiu nic nie przychodzi do nas samo, o wiele spraw musimy się zatroszczyć, wiele rzeczy przemyśleć. „Jeśli chcesz mieć dobre święta, to pracuj na nie cały rok” – przekonuje Dariusz Michalec. „Święta nie są do załatwiania ważnych spraw. Święta są ważną sprawą. Tu nie chodzi o przekonywanie kogoś do czegoś, o naprawianie lub zrywanie więzi. Radziłbym załatwić trudne kwestie przed świętami, a do dobrych rozwiązań dochodzi się metodą powtarzania i sprawdzania”. Sprawdźmy, czy ciocia nie zachowałaby się inaczej, gdyby miała z nami kontakt na co dzień, a nie od święta. Gdybyśmy wcześniej odpowiedzieli na jej potrzebę poznania statusu naszego związku czy naszej sytuacji materialnej. A może babcia, pytając o wnuki, chce czuć się zauważona? „A może warto potraktować pytania o ciężkim dla nas kalibrze jako element tradycji, niezbędną jej część, bez której grudniowe spotkania nie mają sensu i trzeba je z dumą znieść?” – zastanawia się Dariusz Michalec. „Według mnie świętowanie to szansa na zrobienie czegoś szczególnego, ale niekoniecznie przyjemnego. Wierzę, że przyjemność może, a nawet powinna być okupiona «nieprzyjemnością», poniesionym wysiłkiem czy pewnego rodzaju ofiarą. Co więcej, świętowanie rodzinne, w gronie znajomych czy w samotności zawsze będzie wymagało jakiegoś rodzaju poświęcenia. Interesujące wydaje mi się pytanie, co takiego z nami się dzieje, że nas na to już nie stać. Być może należę do coraz mniej licznego grona ludzi, którzy są szczęśliwi z powodu możliwości spędzenia świąt w gronie rodzinnym. Co nie znaczy oczywiście, że nie bywa słodko-gorzko, ponieważ jestem już w takim momencie życia, kiedy przy stole zaczyna się robić pusto. I na to także patrzę już dziś jako na szansę akceptacji niektórych sytuacji” – dodaje. Pamiętajmy, że niektóre relacje rodzinne warto pielęgnować, zanim kogoś we wspólnym biesiadowaniu zabraknie. A jeśli tak jest, wspominajmy tę osobę. Wspomnienia również budują wspólne przeżywanie.
Wysiłek, który się opłaci
Jak widzisz, bycie razem nie zawsze jest łatwe. Ale nikt nie obiecywał, że takie będzie. W moich uszach pobrzmiewa wciąż cytat z początku artykułu: „Jak tam święta, udane czy rodzinne?”, pochodzący z książki Twój umysł na detoksie, czyli jak nie zatruwać sobie życia. Wydawać by się mogło, że dla wielu z nas połączenie udanych świąt z rodzinnym spędzeniem tego czasu będzie prawdziwym cudem. Tymczasem niektórzy twierdzą, że w święta cuda się zdarzają – ale może lepiej na nie nie czekać, tylko dbać o najważniejsze dla nas relacje przez cały rok? Mam poczucie, że wzajemne docieranie się i związane z tym problemy są zwyczajnie częścią życia. Jeśli to zrozumiemy, może być nam łatwiej przemodelować swoje myślenie. Zastanówmy się, dlaczego czyjeś zdanie zostawia w nas tak istotny ślad. Zamiast szorować okna i podłogi, posprzątajmy w swojej głowie i w swoim sercu, zróbmy tam remanent. Spróbujmy uświadomić sobie, że nasze szczęście, nasze samopoczucie zależy od nas samych, jest w naszych rękach – nie w rękach mamy, cioci, dziadka czy teściowej. Znajdźmy równowagę między własnymi oczekiwaniami i potrzebami innych, wytyczmy do nich wspólną drogę. Nie zamiatajmy trudnych spraw pod dywan, nie unikajmy niewygodnych dla nas czy dla innych tematów, by dać sobie szansę na wzajemne zrozumienie. To oczywiście wymaga zaangażowania i pracy na co dzień, nie od święta. Ale efekty tej pracy mogą zalśnić właśnie w tym wyjątkowym, grudniowym czasie jak światełka na choince. W tym wysiłku kryje się nagroda, a może nawet odrobina magii. Czego Tobie i sobie z całego serca życzę.