Blog
23 września 2024
Kto uratuje bohatera? Jak pomóc pomagającym
Jakie mechanizmy pozwalają efektywnie wspierać innych, a jednocześnie zadbać o własne zdrowie? Jak skutecznie pomóc pomagającym?
W pojedynkę możemy zrobić tak niewiele; razem możemy zrobić tak wiele.
– Helen Keller
We współczesnym świecie przechodzimy od jednego kryzysu do drugiego – zarówno w wymiarze międzynarodowym, jak i na poziomie poszczególnych społeczeństw oraz jednostek. W obliczu tej nieustannej zmienności i nieprzewidywalności rola osób niosących pomoc staje się ważniejsza niż kiedykolwiek wcześniej. Lęk, stres i trauma to obecnie powszechne przyczyny problemów zdrowotnych. Bez wsparcia osób, które pomagają przetrwać trudne chwile, wielu ludzi mogłoby nie poradzić sobie z wyzwaniami. Pełne współczucia działanie na rzecz innych nadaje życiu sens i daje poczucie celu, jednak przyjmowanie na siebie cierpienia drugiej osoby wiąże się z ogromnym wysiłkiem i często stanowi duże obciążenie. Czy można przeciwdziałać zmęczeniu współczuciem? Jakie mechanizmy pozwalają efektywnie wspierać innych, a jednocześnie zadbać o własne zdrowie? Jak skutecznie pomóc pomagającym? O tym Małgosia Kwiatkowska rozmawia z Hanią Wąż – konsultantką kryzysową, trenerką biznesu i coachem.
Małgosia Kwiatkowska: Najczęściej, gdy myślimy o osobach pomagających, wyobrażamy sobie tych, którzy zawodowo zajmują się niesieniem pomocy. Jednak naszą rozmowę chciałabym zacząć od myśli, że każdy z nas, niezależnie od tego, czy działa zawodowo, czy prywatnie, może odgrywać taką rolę. Czy to trafne podejście?
Hania Wąż: Masz rację. Pomaganie jest dla większości ludzi nieodłączną częścią życia. Dla wielu to naturalna postawa, zarówno w relacjach prywatnych, jak i zawodowych. Chciałabym w tym miejscu przytoczyć pewną opowieść, którą ludzie często dzielą się w sieci i w mediach społecznościowych. Dotyczy ona antropolożki Margaret Mead. Otóż podczas wykładu studentka zapytała uczoną o pierwszą oznakę cywilizacji. Spodziewała się, że Mead powie o wynalezieniu koła lub narzędzi, tymczasem jej odpowiedź brzmiała: zagojona kość udowa. Badaczka wyjaśniła, że w świecie zwierząt złamanie nogi oznacza śmierć, bo stajesz się łatwą zdobyczą dla drapieżników. Żaden organizm w dzikiej przyrodzie nie przeżyje ze złamaną nogą na tyle długo, by kość mogła się zrosnąć. Co zatem oznacza jej zagojenie? Ktoś musiał zostać z osobą, która upadła, opatrzył jej ranę, zabrał w bezpieczne miejsce i opiekował się nią podczas rekonwalescencji. „Pomaganie komuś w pokonywaniu trudności to początek cywilizacji” – miała powiedzieć Margaret Mead. I choć nie rozstrzygniemy, czy ta historia wydarzyła się naprawdę, to jej puenta bardzo mnie porusza. Zaskakujące, że szybciej na liście osiągnięć ludzkości umieścimy koło czy gliniany garnek niż pomoc drugiemu człowiekowi. Tymczasem troska o innych to jeden z najwspanialszych i najbardziej ludzkich odruchów. Dla niektórych niesienie pomocy ma tak duże znaczenie, że staje się częścią ich życia zawodowego.
MK: Powiedz, przed jakimi wyzwaniami emocjonalnymi stają najczęściej osoby, dla których pomaganie innym to część pracy. Które grupy są na te trudności najbardziej narażone?
HW: Pomaganie w oczywisty sposób wpływa na życie osób, którym pomagamy, ale ma też ogromny wpływ na samych pomagających. Emocje są nieodłącznym elementem tego procesu, niezależnie od tego, czy pomagamy przy codziennych czynnościach, takich jak noszenie zakupów, czy wspieramy kogoś w trudnych chwilach po stracie bliskiej osoby. To właśnie emocje stają się napędem, przyczyną i skutkiem pomagania – są obecne przed każdą taką sytuacją, w jej trakcie i po niej. Terapeuci, ratownicy medyczni, psychologowie, opiekunowie i pracownicy innych tego rodzaju zawodów, spotykający się z cierpieniem wynikającym z przemocy, wypadków, katastrof naturalnych czy innych traumatycznych wydarzeń, narażeni są na potężne wyzwania emocjonalne. Taka ekspozycja na cierpienie zwiększa ryzyko wystąpienia wtórnego stresu traumatycznego. Im dłużej osoba jest narażona na tego typu bodźce, tym większe prawdopodobieństwo pojawienia się objawów tego syndromu. Ciągły kontakt z bólem i silnymi emocjami ofiar osłabia zdolność do radzenia sobie z własnymi uczuciami, prowadząc do chronicznego zmęczenia psychicznego. Słuchanie szczegółowych relacji z traumatycznych wydarzeń oraz obserwowanie cierpienia i rozpaczy sprawia, że osoba wspierająca może „przesiąknąć” tymi emocjami. W efekcie sama zaczyna odczuwać lęk, bezsilność lub inne negatywne stany, które odzwierciedlają emocje osób dotkniętych traumą.
MK: Co może wskazywać, że osoba pomagająca zmaga się z wtórnym stresem traumatycznym?
HW: Sygnały, które powinny nas zaniepokoić, to te charakterystyczne dla chronicznego kryzysu psychologicznego. Przede wszystkim zmęczenie i wyczerpanie – zarówno fizyczne, któremu towarzyszy poczucie braku możliwości regeneracji, jak i emocjonalne, objawiające się brakiem energii do codziennych zadań oraz uczuciem przeciążenia. Pojawić się może również chwiejność emocjonalna, wyrażająca się łatwym irytowaniem się, agresywnymi reakcjami na drobne sytuacje i utratą cierpliwości, co odbiega od wcześniejszych zachowań danej osoby. Niepokojącym sygnałem jest także unikanie kontaktów z innymi, wycofywanie się z relacji towarzyskich i zaprzestanie szukania wsparcia u bliskich, mimo wcześniejszej otwartości na relacje. Szczególną uwagę warto zwrócić na wypalenie empatyczne, kiedy osoba traci zdolność do przejmowania się problemami innych, które wcześniej ją poruszały. W takim przypadku mogą pojawić się cynizm, dystans lub obojętność wobec cierpienia. Często towarzyszą temu problemy ze snem, odżywianiem, zdrowiem, a także zachowania ryzykowne lub autodestrukcyjne. Jak widzisz, każda zmiana, każde zachowanie, które odbiega od dotychczasowej normy psychologicznej, powinny wzbudzić naszą czujność. W skrajnych przypadkach wtórny stres traumatyczny może prowadzić do wypalenia zawodowego.
MK: Czy da się rozpoznać syndrom wypalenia zawodowego u osób, które pomagają innym?
HW: Tak, w tym przypadku również pojawiają się sygnały ostrzegawcze. Oprócz wcześniej wspomnianych objawów chronicznego kryzysu mogą wystąpić także emocjonalny dystans wobec pracy oraz dehumanizacja osób, którym się pomaga – postrzeganie ich bardziej jako problemu niż ludzi rzeczywiście cierpiących. Do tej listy warto dodać jeszcze poczucie nieskuteczności działań pomocowych, co prowadzi do braku satysfakcji z wykonywanej pracy.
MK: Wspomniałaś o wypaleniu empatycznym (ang. compassion fatigue), a ja zastanawiam się, czym różnią się zdrowe współczucie i empatia od tych, które prowadzą do wypalenia?
HW: Istnieje wiele definicji empatii, ale kiedy podczas warsztatów pytam o jej znaczenie, trudno osiągnąć wspólny obraz tego, czym ona jest, a czym nie jest. Osobiście bardzo cenię definicję empatii, którą proponuje Brené Brown. Chodzi o akceptację drugiej osoby wraz z jej historią, dokładnie taką, jaka jest. Amerykańska badaczka wyróżnia cztery kluczowe elementy empatii: zdolność przyjęcia perspektywy drugiego człowieka i uznania jej za prawdziwą, powstrzymanie się od osądzania, rozpoznanie emocji tej osoby oraz umiejętność zakomunikowania tego. Dlaczego lubię tę definicję? Ponieważ jest zdrowa dla obu stron. Często spotykam się z mylnym przekonaniem, że empatia oznacza współodczuwanie, czyli doświadczanie tych samych emocji, co druga osoba. A nasz układ nerwowy nie jest przystosowany do noszenia jednocześnie naszych i cudzych wyzwań. Nie jesteśmy w stanie zdrowo przeżywać za dwie osoby. Taką definicję rozumiem jako formę partnerstwa w procesie wsparcia — bycie obok drugiej osoby, z szacunkiem dla jej emocji i doświadczeń, ale bez wchodzenia w ich przeżywanie. To mądre towarzyszenie, które pozwala nam być obecnym, pomocnym i wspierającym, jednocześnie zachowując własną równowagę emocjonalną. Taki sposób postępowania pozwala nam efektywnie udzielać wsparcia, ponieważ mamy dostęp do wszystkich naszych zasobów. Teraz przydałaby nam się definicja współczucia (ang. compassion). To aktywna chęć niesienia pomocy i łagodzenia cierpienia drugiej osoby, oznacza zrozumienie bólu drugiego człowieka i odczuwanie potrzeby działania, aby ulżyć mu w cierpieniu. Współczucie, w połączeniu ze zdrową empatią, stanowi podstawę efektywnego pomagania. Z kolei zmęczenie współczuciem (compassion fatigue) to stan, w którym osoba pomagająca staje się emocjonalnie wyczerpana, znieczulona lub zdemotywowana przez ciągły kontakt z cierpieniem innych.
MK: Czy zatem mądra, partnerująca empatia może być postawą, która uchroni nas przed zmęczeniem współczuciem?
HW: Tak. Pamiętanie o odrębności naszych uczuć i o tym, że smutek czy rozpacz drugiej osoby nie należą do nas, jest ważnym środkiem profilaktycznym. Wiem, że może to zabrzmieć chłodno, ale zastanówmy się racjonalnie. W krótkiej perspektywie – jeśli przeżywam te same emocje, co osoba, której chcę pomóc, to czy będę w stanie działać skutecznie? Czy będę mieć wystarczające zasoby, by naprawdę ją wspierać? A długofalowo – czy jeśli dziś całkowicie wejdę w emocje osoby po traumie, to po piątym, siódmym albo dwudziestym takim kontakcie nadal będę zdolna skutecznie pomagać? Z teorii przejdźmy teraz do rzeczywistości: takie podejście z jednej strony sprzyja zdrowiu, z drugiej – pamiętajmy, że jesteśmy tylko ludźmi. To naturalne płakać, gdy inni płaczą, i odczuwać ich cierpienie. Dajmy sobie prawo do tych emocji, kiedy się pojawią. Uznajmy i zaakceptujmy to, co czujemy. Ale jednocześnie nie powinniśmy tonąć w tych emocjach. Dlatego ważne jest, aby ćwiczyć zdrową empatię – taką, która opiera się na towarzyszeniu, a nie na przeżywaniu cudzych emocji. Skuteczność naszej pomocy zależy od tego, czy sami będziemy zdrowi i pełni sił. To nic innego jak stawianie granic emocjonalnych.
MK: Jeśli zabraknie tych granic, sami będziemy potrzebować pomocy. Zanurzanie się w emocjach i traumach innych, bez odpowiedniego zabezpieczenia, nie może skończyć się dobrze. Powiedz, jak często osoby pomagające dotyka wtórna trauma.
HW: Wtórna trauma to stosunkowo częste zjawisko w zawodach związanych z pomaganiem. Jej występowanie różni się w zależności od kontekstu zawodowego, rodzaju pracy oraz indywidualnych predyspozycji. Badania Briana Bride’a z 2004 roku wykazały, że dotyczy ona nawet 34% pracowników socjalnych i terapeutów zajmujących się ofiarami przemocy. Z kolei wyniki opublikowane w 2011 roku przez Petera Huggarda pokazują, że 24% pielęgniarek pracujących na oddziałach intensywnej terapii zgłaszało objawy takie, jak nadmierne zmęczenie, wyczerpanie emocjonalne i natrętne myśli związane z cierpieniem pacjentów. Inne opracowania wskazują na trzy główne czynniki wpływające na częstotliwość występowania wtórnej traumy: intensywność kontaktu z traumatycznymi przypadkami, długość stażu pracy oraz brak systemowego wsparcia, takiego jak superwizja czy terapia.
MK: Wyzwań, z jakimi może się wiązać pomaganie, jest naprawdę wiele. Zastanawia mnie, jakie są z Twojej perspektywy główne czynniki, które sprawiają, że osoby pomagające innym często zapominają o dbaniu o siebie? To przecież pewnego rodzaju paradoks.
HW: Kiedyś usłyszałam od jednej z moich mentorek: „W twojej pracy to ty jesteś narzędziem, a każdy fachowiec dba o swoje narzędzia”. Choć działamy jak profesjonaliści, często zapominamy o najważniejszym – o dbaniu o siebie. Jednym z powodów tego zjawiska jest poczucie misji. Pomagający często czują, że ich praca to coś więcej niż zawód. Daje im to poczucie spełnienia i satysfakcji. Wtedy sygnały przemęczenia przychodzą późno – gdy pojawiają się już pierwsze objawy przekroczenia zdrowych granic. Wiele osób pomagających ma trudności z rozpoznaniem własnych emocjonalnych i fizycznych ograniczeń. Skupiając się na otoczeniu, tracą zdolność dostrzegania momentów, w których sami potrzebują odpoczynku lub wsparcia. Poczucie odpowiedzialności sprawia, że stawiają innych ponad siebie. W misji ratowania bliźnich troska o własne zdrowie bywa postrzegana jako egoizm, zwłaszcza gdy ci, którym pomagają, doświadczają większego cierpienia. W zawodach takich jak ratownictwo, medycyna, praca socjalna czy edukacja istnieje zjawisko społeczne zwane kultem poświęcenia, które wymusza działanie mimo wyczerpania. To właśnie środowisko pracy często wzmacnia przekonanie, że należy pracować ponad siły. Dr George S. Everly z Johns Hopkins University, specjalizujący się w pomocy psychologicznej, powiedział: „Robię to od 40 lat i widziałem, jak wielu moich kolegów stało się ofiarami procesu pomagania”. Tymczasem najlepszym sposobem na pomaganie innym jest dbanie o własne zdrowie i dobrostan.
MK: Spróbujmy zatem się tego nauczyć. Jakie strategie samoopieki mogą pomóc w zachowaniu równowagi psychicznej?
HW: Na szczęście istnieje wiele sposobów i z całą pewnością warto z nich korzystać. Nie powinniśmy jednak czekać, aż pojawią się pierwsze sygnały kryzysu psychologicznego. Samoopieka to konieczność, która powinna stać się codzienną rutyną, tak samo jak mycie zębów czy branie prysznica. Musimy dbać o nasze zdrowie psychiczne, szczególnie gdy pomagamy innym. Pierwszym krokiem jest ustalenie zdrowych granic zawodowych i emocjonalnych, a także wyraźne oddzielenie życia zawodowego od prywatnego. Wspominałam już o nauce zdrowej empatii – to również kluczowy element samoopieki. Ważne jest, aby osoby pomagające realistycznie podchodziły do swoich możliwości i akceptowały, że nie zawsze mogą naprawić wszystko. Niezbędna jest także regularna superwizja, która pomaga przetwarzać trudne emocje i doświadczenia. Wsparcie kolegów i koleżanek z podobnych profesji jest równie istotne – rozmowy z ludźmi, którzy rozumieją specyfikę tej pracy, są bezcenne dla zdrowia psychicznego. Warto również regularnie przypominać sobie, dlaczego wybraliśmy tę ścieżkę i jakie wartości nami kierują. Nie zapominajmy o technikach relaksacyjnych, aktywności fizycznej oraz zdrowym stylu życia. Odpowiednia ilość snu, zbilansowana dieta i równowaga między czasem dla innych a czasem dla siebie to kluczowe elementy utrzymania zdrowia psychicznego i fizycznego.
MK: Zaznaczyłaś, jak ważne jest przypominanie sobie powodów, dla których wybrało się tę drogę życiową. Czy właśnie w tym tkwi źródło satysfakcji i siły, które pomagają kontynuować pracę mimo trudnych warunków?
HW: To zadanie łatwe i trudne jednocześnie. U podstaw decyzji o pomaganiu najczęściej leży głęboki sens, a skupienie się na nim może przynosić satysfakcję z pracy. Kiedy jednak dochodzimy do momentu, w którym brakuje nam sił, ten sens często umyka lub traci na znaczeniu. Warto wówczas czerpać energię z budowania autentycznych, pozytywnych relacji z klientami, pacjentami czy współpracownikami. Są to zwykle więzi oparte na empatii, zaufaniu i współpracy. Ważnym elementem wewnętrznego spełnienia i równowagi jest wyznaczanie realistycznych celów. Wiesz, co stanowi jedną z największych przyczyn frustracji? Przepaść między tym, czego oczekujemy, a tym, co naprawdę możemy osiągnąć. Ustalanie realistycznych celów zawodowych i docenianie każdego, nawet najmniejszego postępu pomaga tej frustracji uniknąć. Oznacza to także zaakceptowanie, że nie każdy przypadek zakończy się pełnym sukcesem. Kluczowe pozostaje nieustanne doskonalenie się, odkrywanie nowych narzędzi i teorii oraz poszukiwanie głębszego zrozumienia tego, co czyni nas ludźmi. W rolach pomocowych mamy ten obowiązek. A najważniejszym z nich jest samopoznanie – zrozumienie swoich ról, reakcji, uczuć, słabych i mocnych stron. Właśnie to da nam wewnętrzną siłę, kiedy przyjdą trudności – nasz wewnętrzny człowiek, którego dobrze poznamy, będzie kimś, na kogo będziemy mogli liczyć w takich chwilach.
MK: A czy możemy też czerpać siłę i inspirację z obserwowania, jak osoby, którym pomagamy, radzą sobie z trudnymi doświadczeniami, traumą i przezwyciężają przeciwności życiowe?
HW: Tak, pojęcie wtórnej odporności (vicarious resilience) odnosi się do pozytywnego zjawiska, które może występować u osób zawodowo pomagających innym. Śledzenie, jak ktoś stopniowo odbudowuje się i adaptuje po traumatycznych przeżyciach, bywa niezwykle podnoszące na duchu. Tego rodzaju doświadczenia nie tylko wzmacniają motywację, ale potęgują także poczucie sensu i celu w pracy pomocowej. Kiedy widzimy, że nasze działania realnie poprawiają życie innych, możemy poczuć głębsze zaangażowanie w naszą misję, co dodaje energii nawet w najtrudniejszych momentach. Świadomość, że nasze zaangażowanie prowadzi do pozytywnych zmian, pomaga zachować równowagę emocjonalną i przeciwdziała poczuciu bezradności, które czasem pojawia się w tej pracy. Wtórna odporność nie eliminuje jednak wyzwań – każdy sukces naszych podopiecznych może przypominać o trudnościach, jakie niesie za sobą proces pomagania. W takich chwilach widzimy jednak, że nasza praca ma sens. Dlatego tak istotna jest, wspomniana już przeze mnie, wewnętrzna siła, rozwijana na podstawie relacji pełnych empatii, wsparcia i współpracy.
MK: Wspominałaś kilkakrotnie o budowaniu relacji i podkreślałaś ich znaczenie. Czy dostrzegasz różnice w podejściu do samoopieki u osób, które mogą liczyć na wsparcie bliskich, w porównaniu z tymi, które są osamotnione?
HW: Niewątpliwie osoby mające bliskich, na których mogą polegać, regularnie korzystają z emocjonalnego wsparcia, w przeciwieństwie do tych, które tego wsparcia nie mają. Brak takiej opieki sprawia, że pomagający są bardziej narażeni na wypalenie zawodowe i inne problemy zdrowotne. Oczywiście idealnie byłoby, gdyby wszyscy mieli dostęp przynajmniej do zawodowych grup wsparcia, w ramach których można dzielić się emocjami, doświadczeniami, zarówno sukcesami, jak i porażkami. Dla tych, którzy nie mają bliskich, takie strategie samoopieki, o których mówiłam wcześniej, stają się absolutną koniecznością i obowiązkiem wobec siebie.
MK: Samoopieka to priorytet, ale nie można zapominać o roli, jaką odgrywa w tym procesie otoczenie. W jaki sposób organizacje mogą aktywnie wspierać pracowników narażonych na wtórną traumę lub wypalenie zawodowe? Jakie strategie, programy wsparcia lub rozwiązania są najskuteczniejsze w zapobieganiu tym problemom?
HW: Pierwszym kluczowym czynnikiem wspierającym jest kultura organizacyjna sprzyjająca zdrowiu psychicznemu, która opiera się na otwartości i eliminacji stygmatyzacji. To środowisko, w którym promowane są otwarte rozmowy o zdrowiu psychicznym, a pracownicy czują się bezpieczni, dzieląc się swoimi trudnościami. W tak zbudowanej kulturze organizacyjnej nie stygmatyzuje się osób korzystających z pomocy psychologicznej, a dbanie o zdrowie psychiczne traktuje się jako naturalną część dbania o zdrowie ogólnie. Drugim czynnikiem jest tworzenie grup wsparcia dla pracowników, w ramach których mogą oni dzielić się swoimi doświadczeniami i strategiami radzenia sobie z trudnościami. Istotną funkcję pełnią też samoorganizujące się grupy pracowników, takie jak „Mental Health Buddies”, które oferują wsparcie emocjonalne i udzielają pierwszej pomocy psychologicznej osobom w kryzysie.
MK: A jaką rolę odgrywają współpracownicy i zespoły w przeciwdziałaniu wypaleniu zawodowemu?
HW: Myślę, że gdzieś głęboko w sercu wszyscy znamy odpowiedź na to pytanie lub przynajmniej ją przeczuwamy. Współpracownicy i zespoły odgrywają kluczową rolę kluczową. Wsparcie, jakie otrzymujemy w środowisku pracy, gdzie spędzamy znaczną część naszego życia, może zapobiegać wypaleniu na poziomie emocjonalnym i zawodowym. Zanim jednak skupimy się na konkretnych rozwiązaniach, warto zacząć od fundamentów. Tworzenie atmosfery współpracy, wzajemnej motywacji i wsparcia powinno być fundamentem każdej organizacji. Zespół, który rozumie wyzwania swoich członków, staje się naturalnym źródłem emocjonalnej pomocy. Warto wprowadzić mechanizmy ułatwiające zarządzanie zadaniami – gdy ktoś odczuwa zbyt dużą presję, pozostali mogą go wesprzeć, przejmując część zadań lub współpracując nad projektem. Dobrym rozwiązaniem może być także rotacja obowiązków, jeśli jest to możliwe. Współpracownicy powinni również przypominać sobie nawzajem o potrzebie zachowania zdrowych granic między pracą a życiem prywatnym, robić przerwy i unikać presji na pracę po godzinach. Zespoły powinny dzielić się swoimi doświadczeniami – zarówno pozytywnymi, jak i negatywnymi. Taka wymiana normalizuje wyzwania i sprawia, że trudności stają się częścią procesu zawodowego. Wreszcie kluczowe jest wczesne rozpoznawanie oznak wypalenia. Współpracownicy mogą reagować na nie, oferując pomoc lub sugerując skorzystanie z dostępnych zasobów, takich jak konsultacje psychologiczne w ramach EAP, zanim problem stanie się poważny.
MK: Zastanawiam się, czy drobne akty dobroci mają znaczenie w udzielaniu wsparcia osobom pomagającym. Czy te proste, codzienne gesty mogą ulżyć tym, którzy dźwigają duży emocjonalny ciężar? Czy każdy z nas poprzez życzliwość jest w stanie realnie ich wesprzeć?
HW: Zdecydowanie tak. Uśmiech, serdeczne słowo, zaoferowanie pomocy w codziennych obowiązkach czy wysłuchanie to mikrogesty dające makroefekty. Skierowane w stronę kogokolwiek mają znaczenie, ale kiedy dotyczą osób pomagających – codziennie obarczonych odpowiedzialnością za innych – mogą przynieść im ulgę emocjonalną. Dzięki temu poczują się one docenione i zrozumiane, co znacząco zmniejszy poziom stresu. Co więcej, efekty tych drobnych aktów życzliwości sięgają głębiej. Rzadko myślimy o tym, że osoby pomagające mogą czuć się samotne i odizolowane pomimo kontaktu z wieloma ludźmi. W czasach nadmiaru i obfitości uważam, że najcenniejszym, co posiadamy jako ludzkość, jest nasze bycie razem w takich chwilach. Czasem wystarczy podziękowanie, pomoc w drobnych sprawach czy stworzenie przestrzeni, aby ktoś mógł odpocząć i zadbać o siebie tak, jak tego potrzebuje.
MK: Jak już wspomniałaś, troska o innych to jeden z najwspanialszych i najbardziej ludzkich odruchów. Dlatego podchodźmy z troską do drugiego człowieka, ale nie zapominajmy o życzliwości wobec siebie. Ważne, aby bohater, kiedy uratuje już cały świat, potrafił także sam sięgnąć po pomoc, nie bał się o nią poprosić i wiedział, jak to zrobić. Bo tylko wtedy będzie miał siłę, by nadal wspierać innych i zachować wewnętrzną równowagę. Dziękuję Ci za rozmowę.
HW: Ja również dziękuję i mam nadzieję, że nasza rozmowa skłoni wiele osób do refleksji nad tym, jak ważna jest równowaga między dawaniem i braniem.