Blog

18 sierpnia 2025

Dlaczego kochamy historie?

Artykuł

Od malowideł w jaskiniach po instagramowe rolki i relacje – potrzebę opowiadania od zawsze mieliśmy w sobie. Dlaczego kochamy historie i wciąż ich potrzebujemy?

Od malowideł w jaskiniach po instagramowe rolki i relacje – potrzebę opowiadania od zawsze mieliśmy w sobie. Dlaczego kochamy historie i wciąż ich potrzebujemy?

Dawno, dawno temu było sobie królestwo, w którym po zachodzie słońca cisza gęstniała jak mgła, a w cieniu pałacowych murów snuły się szepty o losie tych, którzy nie doczekali świtu. Każdego ranka sułtan Szachrijar wydawał bowiem nowy wyrok, a od miesięcy jego rezydencja była miejscem codziennych zaślubin i codziennych pogrzebów. Zdradzony przez swoją pierwszą żonę, władca poprzysiągł, że już nigdy nie zaufa żadnej kobiecie. Wpadł na pomysł równie prosty, co okrutny: co noc brał za żonę nową dziewczynę, a o świcie kazał ją zgładzić. Strach rozlał się po całym królestwie, a rodziny chowały swoje córki przed wzrokiem okrutnika. I właśnie wtedy pojawiła się piękna i błyskotliwa kobieta, która postanowiła rzucić wyzwanie tyranowi i przerwać jego morderczy rytuał.

Szeherezada dobrowolnie wyszła za mąż za Szachrijara i już pierwszej nocy u jego boku zaczęła opowiadać historię pełną przygód, magii i napięcia. Snując ją, umiejętnie odwlekała moment kulminacji – tak, aby zaciekawiony władca koniecznie chciał poznać zakończenie. Gdy nastał świt, mężczyzna pragnął poznać dalszy ciąg historii, dlatego zrezygnował z egzekucji. Następnej nocy Szeherezada dokończyła opowieść, ale natychmiast zaczęła kolejną, równie wciągającą. I tak przez tysiąc kolejnych nocy. Poprzez opowieści pełne miłości, zdrady, przygód i grozy trzymała sułtana w nieustannej ciekawości. Z każdą historią coś w nim pękało, a jego nieufność, gniew i paranoiczna pogarda wobec kobiet z czasem ustąpiły. Kiedy dotarli do ostatniej historii, nie było już mowy o egzekucji. Szeherezada ocaliła życie. Nie tylko swoje. Położyła kres okrutnemu zwyczajowi, który zniszczyłby całe pokolenie kobiet w królestwie. 

Bohaterka „Baśni 1000 i 1 nocy” obaliła terror nie za pomocą siły, politycznego zaplecza czy armii sojuszników. Jej plan oparty był tylko na słowach i odpowiednim ich użyciu. Siła narracji polegała na przywoływaniu historii, które mogą rozbroić wroga, zmienić jego nastawienie i w konsekwencji wywołać empatię tam, gdzie wcześniej istniał tylko mur obojętności. I choć w prawdziwym życiu rzadko stawką jest nasze fizyczne przetrwanie, to w wielu sytuacjach - od negocjacji w pracy, przez kampanie społeczne, po rozmowy przy stole z bliskimi bądź przyjaciółmi - opowieść potrafi zdziałać więcej niż argumenty, fakty czy liczby.

Opowieści są dziś wszędzie

Wystarczy rozejrzeć się dookoła, by dostrzec, że niemal każdy nasz dzień wypełniają historie w mniej lub bardziej oczywistej formie. Spotykamy je na kartach książek. Widzimy je w filmach i serialach, które wciągają nas na całe wieczory, nie pozwalając zasnąć, dopóki nie obejrzymy jeszcze jednego odcinka. Są w grach komputerowych, w których przeżywamy przygody, idąc ramię w ramię z fikcyjnymi bohaterami, walczymy o ich losy, podejmujemy decyzje wpływające na rozwój fabuły. Ale są też w miejscach, w których wcale się ich nie spodziewamy – na zwykłym spacerze, gdy mijamy ludzi opowiadających sobie anegdotę, w autobusie, kiedy ktoś relacjonuje przez telefon, co wydarzyło się w pracy, czy w kolejce do lekarza, gdy nieznajomi wymieniają się historiami o swoich dolegliwościach i o tym, jak długo już czekają na wizytę. Nawet zakupy w markecie potrafią zamienić się w opowieść – wystarczy usłyszeć czyjeś narzekanie na ceny lub wspomnienie o tym, co kiedyś kupowało się „za grosze”.

Historie – w różnych formach i za pomocą różnych kanałów – przyswajamy na każdym etapie życia. Począwszy od tego najwcześniejszego, gdy nie mamy jeszcze opanowanego języka w mowie i piśmie. Opowiadane przez rodziców bajki na dobranoc przenosiły nas w dzieciństwie do magicznych światów, których eksplorowanie pobudzało naszą wyobraźnię i uczyło odróżniać dobro od zła. Potem już sami sięgaliśmy po historie – spisywane na kartach dziecięcych książek, podawane w formie telewizyjnych kreskówek czy obrazkowych komiksów. Kiedy podrośliśmy, przyszła pora na szkolne lektury. Wtedy historie nabrały innego kształtu – zamiast prostych bajek dostawaliśmy powieści pełne bohaterów z krwi i kości, dramatów, wyborów i symboliki. Czasem tworzyliśmy własne opowiadania na potrzeby zadań domowych, w których dawaliśmy upust wyobraźni, a czasem przerabialiśmy znane historie na naszą modłę, zamieniając bohaterów w kolegów z klasy albo umieszczając ich w realiach naszego osiedla.

W wieku nastoletnim opowieści zaczęły przenikać do naszego życia w formie piosenek czy filmów. To wtedy też odkrywaliśmy, że historie mogą być pretekstem do rozmowy, środkiem wyrażania siebie, a czasem nawet sposobem na zdobycie czyjegoś serca. Wystarczyło opowiedzieć coś w ciekawy sposób, żeby zwykłe zdarzenie nabrało zupełnie nowego znaczenia. Dorastając, wcale nie porzuciliśmy opowieści. Zmieniły się tylko ich formy i tematy. Na studiach, w pracy, wśród znajomych – wszędzie opowiadamy historie. Mówimy o tym, co wydarzyło się na wakacjach, relacjonujemy zabawne sytuacje z biura, wspominamy anegdoty z czasów szkolnych. Opowieści stają się inwestycją towarzyską – im lepiej potrafimy je snuć, tym chętniej ludzie chcą nas słuchać. W świecie mediów społecznościowych doszło do tego, że historie opowiadamy nawet w formie kilkunastosekundowych filmików czy pojedynczych zdjęć opatrzonych hasztagiem. Każdy post, każdy komentarz, każda relacja to w gruncie rzeczy mała opowieść.

Dziś opowiadanie historii wyszło daleko poza prywatne rozmowy czy wieczorne czytanie bajek. Storytelling stał się narzędziem wykorzystywanym w biznesie, marketingu, a nawet w polityce. Firmy prześcigają się w tworzeniu reklam, które nie tylko przedstawiają produkt, ale także opowiadają o nim historię – często wciągającą, wzruszającą lub zabawną, tak by klient poczuł więź z marką. Nawet rozmowy kwalifikacyjne często mają w sobie element storytellingu – opowiadasz o swoich doświadczeniach w taki sposób, by rekruter zobaczył w tobie bohatera, który przeszedł drogę pełną wyzwań i osiągnął sukces. Historie są obecne w firmowych prezentacjach, wizji firmy, wartościach organizacyjnych, case studies, raportach dla inwestorów, employer brandingu, czy ogłoszeniach o pracę. Służą też budowaniu zespołów, które mają swoje „historie założycielskie”, wewnętrzne legendy i żarty oraz opowieści o porażkach, które zostały przekształcone w sukces.

Na każdym kroku, w każdej sytuacji – historie są z nami. Mogą być krótkie jak dowcip, długie jak powieść, prawdziwe lub zmyślone, mniej lub bardziej kreatywne. Ale wszystkie mają wspólną cechę: pozwalają nam zrozumieć świat i siebie nawzajem. Niezależnie od tego, czy ślęczymy przy biurku w pracy, stoimy w korku, czy siedzimy na ławce w parku, opowieści krążą wokół nas i w nas samych. I choć czasy się zmieniają, a formy opowiadania ewoluują, jedno pozostaje niezmienne: wciąż chcemy słuchać i wciąż chcemy opowiadać.

Od malowideł w jaskiniach do „tik-toków”

Potrzeba dzielenia się emocjami i informacjami w formie opowieści towarzyszy nam od początków człowieczeństwa. Już prehistoryczny człowiek zostawiał na ścianach jaskiń ślady swojej codzienności – rysunki przedstawiające sceny polowania, tańce, rytuały, ważne wydarzenia. Nie były to jedynie ozdoby, lecz zapis doświadczeń, który miał przetrwać i zostać odczytany przez innych. Malowidła naskalne pełniły rolę opowieści wizualnych, a każdy znak, każdy kontur zwierzęcia czy postaci był fragmentem większej historii. W ten sposób pierwsi ludzie mówili o swoich zwycięstwach, zagrożeniach, a także o tym, co było dla nich święte lub po prostu zwyczajne. Z czasem nauczyliśmy się opowiadać także słowami. Zanim pojawiło się pismo, cała wiedza krążyła ustnie, przekazywana z pokolenia na pokolenie. Starożytni filozofowie prowadzili swoje wykłady właśnie w formie opowieści – Arystoteles, Sokrates czy Platon używali przykładów, metafor i dialogów, by przekazywać uczniom idee. Wojenny weteran, wracając z pola bitwy, mógł godzinami snuć relacje o tym, co przeżył, a słuchacze chłonęli każde słowo, ucząc się i emocjonując jednocześnie. 

Średniowieczny człowiek coraz częściej opowieści spisywał ręcznie. Kronikarze rejestrowali dzieje królów i królestw, dokumentowali wielkie bitwy, koronacje, traktaty. Nie brakowało też legend – o rycerzach, świętych i cudach – które były przekazywane w formie pisemnej, ale wciąż czytane na głos w zamkach, kościołach czy karczmach. Pismo stało się pomostem między pokoleniami, a historie zyskały szansę na przetrwanie w niemal niezmienionej formie. Wciąż jednak dostęp do nich był ograniczony – księgi były kosztowne i nieliczne, a umiejętność czytania nie była przecież powszechna. Prawdziwa rewolucja nastąpiła wraz z wynalezieniem druku. Gutenberg sprawił, że słowo pisane mogło docierać do tysięcy ludzi, a nie tylko do wąskiej grupy możnych i duchownych. Książki stały się tańsze, łatwiej dostępne, a opowieści mogły wędrować znacznie dalej, niż miało to miejsce wcześniej. Druk ujednolicił język, ułatwił edukację i sprawił, że historie przestały być dobrem luksusowym – stały się częścią codzienności coraz większej liczby osób.

Kolejne stulecia przyniosły nowe formy opowiadania. Po wynalezieniu kinematografu w XIX wieku opowieści zyskały zupełnie nowy wymiar – mogliśmy nie tylko czytać o przygodach, ale i je oglądać, śledzić na własne oczy losy bohaterów. Telewizja i radio otworzyły jeszcze inne możliwości. Teraz historie mogły docierać niemal natychmiast, wprost do salonów i kuchni milionów ludzi. Słuchowiska radiowe przenosiły słuchaczy w odległe światy, seriale telewizyjne uzależniały widzów od kolejnych odcinków. Z czasem pojawiły się kasety wideo, płyty DVD, a potem platformy streamingowe, które sprawiły, że mogliśmy pochłaniać opowieści w dowolnym miejscu i czasie. Internet dodał do tego wszystkiego nowy wymiar – interaktywność i globalny zasięg. Teraz nie tylko słuchamy i oglądamy, ale też sami tworzymy historie i dzielimy się nimi bez pośredników. Blogi, fora, vlogi – każdy może opowiedzieć swoją wersję rzeczywistości, a cały świat może ją zobaczyć. Media społecznościowe jeszcze bardziej skróciły dystans między twórcą a odbiorcą. Opowieści stały się krótsze, szybsze, dopasowane do scrollowania na ekranie telefonu. Rolki, relacje, shorty czy tik-toki to nic innego jak współczesne malowidła naskalne – zapisy chwil, emocji i wydarzeń, które chcemy zachować i pokazać innym. Różnica jest tylko taka, że zamiast ścian jaskini mamy globalną sieć, a zamiast kilkunastu osób w plemieniu – miliony odbiorców rozsianych po całym świecie.

Storytelling, czyli perswazja opowiadania 

Dziś opowiadanie historii nie jest już tylko domeną pisarzy, filmowców czy gawędziarzy. Storytelling stał się pełnoprawnym narzędziem w świecie biznesu, marketingu, a nawet technologii. Firmy wiedzą, że klienci nie kupują jedynie produktów – kupują historie, które te produkty opowiadają. Dlatego zamiast reklam, które beznamiętnie wyliczają cechy i zalety towaru lub usługi, coraz częściej oglądamy krótkie filmy o ludziach, którzy dzięki marce spełniają swoje marzenia, pokonują przeszkody, przeżywają coś wyjątkowego. Taki przekaz działa, bo odwołuje się do emocji, a nie do suchej logiki. Opowieść pozwala marce stać się kimś więcej niż sprzedawcą – staje się towarzyszem klienta w jego podróży. Storytelling w biznesie to też sposób na budowanie wizerunku firmy od wewnątrz. Wielu liderów posługuje się historiami, by inspirować pracowników, tłumaczyć wartości firmy czy motywować do działania. Dobrze opowiedziana anegdota potrafi zjednoczyć zespół skuteczniej niż niejeden raport.

Opowiadanie nie ogranicza się dziś jedynie do świata korporacji. W branży gier komputerowych storytelling osiągnął poziom, o którym jeszcze dekadę temu niewielu marzyło. Gry przestały być wyłącznie rozrywką polegającą na zdobywaniu punktów czy pokonywaniu kolejnych poziomów. Zwykłe „odhaczanie” misji nie sprawia już bowiem takiej frajdy, a coraz większa liczba graczy zainteresowanie daną rozgrywką uzależnia od jakości i rozwoju fabuły. Najlepsze gry stały się interaktywnymi powieściami, w których gracz jest jednocześnie odbiorcą i współtwórcą historii. Decyzje podejmowane w trakcie rozgrywki wpływają na losy bohaterów, zakończenie opowieści, a nawet na świat gry. Dzięki temu immersja jest znacznie głębsza – nie tylko obserwujemy fabułę, ale czujemy, że mamy na nią realny wpływ. To sprawia, że gracze zapamiętują takie doświadczenia na lata, tak samo jak ulubione filmy czy książki. Wiele studiów deweloperskich zatrudnia dziś scenarzystów z doświadczeniem w literaturze czy kinie, aby stworzyć fabuły, które poruszą odbiorców i ich zaangażują. Nie bez powodu również rośnie dziś popularność gier z tzw. otwartymi światami, które można samodzielnie eksplorować i samemu decydować, co w danej chwili nasz bohater może robić. W ten sposób w wykreowanej opowieści tworzymy jednocześnie własną, osobistą opowieść.

Nasze mózgi kochają opowieści

Dlaczego tak bardzo kochamy historie? Bo kocha je nasz mózg. Gdy słuchamy opowieści, nie pracuje tylko ośrodek odpowiedzialny za język. Uruchamiają się także te części mózgu, które odpowiadają za zmysły, ruch i emocje. Jeśli bohater historii biegnie, aktywują się obszary odpowiedzialne za kontrolę mięśni; gdy opisuje zapach świeżego chleba, pobudzają się rejony mózgu związane z węchem. To dzięki neuronom lustrzanym – czyli tym „współodczuwającym komórkom” - możemy „przeżywać” historię razem z postaciami, czując ich radość, strach czy ból. Psychologowie mówią też o efekcie transportu narracyjnego – zjawisku, w którym całkowicie zanurzamy się w opowieści, tracąc poczucie czasu i miejsca. W takich momentach świat zewnętrzny schodzi na drugi plan, a my „przenosimy się” tam, gdzie dzieje się historia. Opowieści wywołują też empatię – pozwalają nam spojrzeć na świat oczami innych, zrozumieć ich motywacje i emocje. To właśnie dlatego jedna dobrze opowiedziana anegdota o pojedynczej osobie potrafi poruszyć bardziej niż raport z setką liczb.

Co więcej, mózg znacznie lepiej zapamiętuje fakty osadzone w narracji niż podane w formie suchej listy – historia nadaje im kontekst i sens. Badania pokazują, że opowieści mogą być nawet kilkanaście razy skuteczniejsze w utrwalaniu informacji niż same dane. Wszystko dlatego, że nasze mózgi od zarania dziejów uczyły się i podejmowały decyzje na podstawie historii – tych o udanych polowaniach, nadchodzących zagrożeniach czy mądrościach starszyzny. Mechanizmy te przetrwały do dziś, tylko formy opowiadania ewoluowały. Niezależnie od tego, czy słuchamy mitu sprzed tysiąca lat, czy oglądamy piętnastosekundowe wideo w mediach społecznościowych, nasz mózg reaguje w podobny sposób – wciąga nas, angażuje emocje, pobudza wyobraźnię i sprawia, że chcemy wiedzieć, co będzie dalej.

Historie, które słyszymy i opowiadamy, tworzą swego rodzaju wewnętrzne „archiwum”, z którego budujemy obraz siebie i świata. Psychologowie mówią o koncepcji narracyjnej tożsamości – każdy z nas układa w głowie historię swojego życia, wybierając i interpretując wydarzenia tak, by tworzyły spójną opowieść. To pozwala nam lepiej rozumieć, kim jesteśmy, skąd się wzięliśmy i dokąd zmierzamy. Opowieści pełnią też funkcję regulacyjną – pomagają oswajać trudne doświadczenia, porządkować chaos emocji, nadawać sens nawet bolesnym wydarzeniom. Kiedy dzielimy się swoją historią z innymi, nie tylko ją utrwalamy, ale często też zyskujemy nową perspektywę, widząc własne przeżycia oczami słuchacza. Nieprzypadkowo terapia narracyjna opiera się właśnie na opowiadaniu i przeformułowywaniu osobistych historii – to proces, który potrafi realnie wpłynąć na nasze samopoczucie i sposób postrzegania siebie. 

Po ciemnej stronie storytellingu

Jednak jak każda potężna siła, także storytelling ma swoją ciemną stronę. Skoro potrafi wzruszać, inspirować i jednoczyć, to równie dobrze może manipulować, zniekształcać rzeczywistość czy wzbudzać strach. W historii ludzkości nie brakuje przykładów, gdy opowieści były wykorzystywane do propagandy – od starożytnych władców budujących swój mit boskiego pochodzenia, po totalitarne reżimy XX wieku, które przy pomocy narracji tworzyły obraz wroga i „jedynie słusznej” wizji świata. Te mechanizmy obecnie nadal działają, tylko narzędzia stały się subtelniejsze i szybsze. Fake newsy, teorie spiskowe, dezinformacja – wszystko to często przybiera formę angażujących opowieści, które łatwiej zapadają w pamięć niż suche sprostowania. Czarna strona storytellingu działa właśnie dlatego, że trafia do emocji, zanim zdążymy uruchomić racjonalną ocenę. Dobrze skonstruowana, ale fałszywa historia może w ciągu kilku godzin obiec świat i wpłynąć na opinię milionów ludzi. Może kogoś zniszczyć, wywołać panikę lub wzmocnić uprzedzenia. To pokazuje, że opowieści nie są z natury dobre czy złe – ich moc zależy od intencji tych, którzy je opowiadają. A skoro nasz mózg tak chętnie chłonie narracje, tym bardziej warto nauczyć się je krytycznie analizować, by odróżnić inspirującą historię od tej, która próbuje nami sterować.

Nie tylko historie, które słyszymy od innych mogą zakłamywać rzeczywistość. Sami też potrafimy tworzyć narracje, które mają niewiele wspólnego z rzeczywistością, ale skutecznie kształtują nasz sposób patrzenia na świat. Psychologowie nazywają to „narracją wewnętrzną” – nieustanną opowieścią, którą snujemy w myślach o sobie, innych ludziach i zdarzeniach. Czasem ta narracja jest pozytywna i wzmacniająca, ale bywa też, że sami stajemy się jej ofiarami. Ktoś nie odpisuje nam na wiadomość przez kilka godzin i w głowie automatycznie tworzymy historię: „Pewnie jest na mnie zły” albo „Na pewno mnie ignoruje”. Nie mamy na to żadnych dowodów, ale opowieść, którą wymyśliliśmy, zaczyna wpływać na nasze emocje. powtarzane dziesiątki i setki razy myśli przeradzają się w nasze najgłębsze przekonania. I wtedy działają jak filtr, przez który interpretujemy rzeczywistość. Mogą prowadzić do błędnych ocen, pogłębiać konflikty, a nawet sabotować nasze działania. Świadomość, że umysł lubi „dopisywać” brakujące fragmenty opowieści, jest kluczowa, jeśli chcemy lepiej rozumieć siebie i swoje reakcje. Bo choć wewnętrzne historie potrafią dodać nam odwagi czy motywacji, to te oparte na domysłach mogą równie dobrze zamienić się w samospełniającą się przepowiednię. 

Nie fakty, a historie

Czy można żyć bez opowieści? Formalnie oczywiście byłoby to możliwe, lecz w praktyce życie bez historii byłoby pozbawione głębi, sensu i więzi społecznych. A przede wszystkim kolorytu i emocji. Historie sprawiają, że wydarzenia przestają być anonimowe – zaczynają nabierać znaczenia. Malowidła naskalne naszych przodków nie były przypadkowymi obrazkami, ale pierwszymi opowieściami – wizualnymi narracjami, które tłumaczyły świat. Bez tego pierwszego, prymitywnego storytellingu człowiek nie tylko utraciłby narzędzie komunikacji, ale i fundament porozumienia. Dziś opowieści są nie tylko rozrywką. To mechanizmy rozumienia siebie i świata. Badania pokazują, że storytelling obniża poziom stresu i zwiększa empatię: już 30-minutowa narracja potrafi obniżyć poziom kortyzolu i podnieść poziom oksytocyny we krwi słuchaczy, szczególnie dzieci hospitalizowanych, co przekłada się na ich lepsze samopoczucie i spadek odczuwanego bólu. Społeczności z silną tradycją opowiadania cechują się większą skłonnością do współpracy i hojności, a storytellerzy są w nich częściej wybierani jako zaufani partnerzy, co owocowało nawet większą liczbą potomstwa. 

O dużym znaczeniu opowiadania wiele mówią także współczesne badania. Aż 75 % konsumentów uważa, że marki powinny stosować storytelling w swoich kampaniach, a z marką czujemy się bardziej związani, gdy prezentacji produktu towarzyszy obudowana wokół niego opowieść. W prezentacjach z danymi jedynie 5 % osób pamięta twarde liczby, ale aż 63 % dobrze zapamiętuje opowiedziane historie. Organizacje, które wykorzystują narrację, osiągają poprawę komunikacji z interesariuszami(64 %), podejmują lepsze pod kątem strategicznym decyzje (55 %) i oraz formułują bardziej efektywne wnioski (52 %). Suche statystyki umiejscowione w prezentacjach, choć początkowo mogą robić dobre wrażenie, ulatują z głowy błyskawicznie – już po jednym dniu efektywność ich zapamiętania spada średnio o 73%. W przypadku opowieści spadek jest znacznie mniejszy – to zaledwie 33 %. Oznacza to, że narracja działa jak klej, który wiąże fakty z emocjami i kontekstem, sprawiając, że nasz mózg traktuje je jak coś ważnego i wartego zachowania.

AI podpowie, ale nie opowie

W dzisiejszym świecie, głównie dzięki nowoczesnym technologiom, zyskujemy ogromną liczbę narzędzi i środków służących przekazywaniu opowieści, ale jednocześnie – tą samą technologią - coraz częściej wyręczamy się w tworzeniu historii. Sztuczna inteligencja potrafi już w kilka sekund wygenerować bajkę, kryminał czy scenariusz filmowy, a kultywowanie opowiadania historii nabiera nowego wymiaru. Technologia niewątpliwie ułatwia proces – daje nam dostęp do nieograniczonych zasobów inspiracji, pozwala szybciej tworzyć, eksperymentować z formą, a nawet testować różne wersje fabuły w czasie rzeczywistym. Dzięki AI każdy może stać się narratorem, nawet jeśli wcześniej brakowało mu warsztatu czy umiejętności literackich. Ale jednocześnie pojawia się ryzyko, że w tym technologicznym komforcie zatracimy pierwiastek ludzkiego doświadczenia – ten subtelny filtr, przez który przepuszczamy emocje, wspomnienia i konteksty. Czyli wszystko to, co sprawia, że opowieść jest niepowtarzalna. Maszyna może doskonale symulować emocje, ale to człowiek wciąż nadaje im sens i autentyczność. Dlatego prawdziwe kultywowanie sztuki opowiadania polega dziś na łączeniu obu światów – wykorzystywaniu AI jako narzędzia wspierającego, a nie zastępującego ludzką kreatywność.

Warto wracać do opowieści przekazywanych w formach, które wymagają bezpośredniego udziału i zaangażowania człowieka – rozmowy przy stole, pogawędki podczas podróży, wspólnego czytania z dziećmi, snucia historii w gronie przyjaciół. Możemy wplatać w nie elementy inspirowane przez AI, ale to my decydujemy, jakie emocje i wartości będą im towarzyszyć. W świecie cyfrowym równie ważne jest pielęgnowanie umiejętności słuchania – bo nawet najlepszy storyteller potrzebuje odbiorcy, który potrafi w pełni zanurzyć się w opowieść. Sztuczna inteligencja może nam podsunąć tysiące wątków i bohaterów, ale to my wybieramy, które z nich będą warte zapamiętania. W czasach, gdy rozmowy coraz częściej zastępujemy gifem, memem czy pojedynczą emotikoną, łatwo zapomnieć, że to właśnie słowa i opowieści niosą w sobie prawdziwą moc budowania więzi. Liczby i skróty potrafią przekazać fakt, ale to historia sprawia, że ten fakt coś dla nas znaczy. Dlatego nie ograniczajmy się do surowych komunikatów – opowiadajmy, słuchajmy, pokazujmy emocje, zamiast zastępować je pojedynczymi hasłami czy uśmiechniętymi buźkami. Etap skrótowości zostawiliśmy przecież w jaskiniach jakieś kilkaset tysięcy lat temu.

Informacje o autorze

Tomasz Zacharczuk

Tomasz Zacharczuk

dziennikarz, specjalista do spraw kreacji treści Lyra Polska

Absolwent dziennikarstwa i komunikacji społecznej na Uniwersytecie Warmińsko-Mazurskim w Olsztynie. Ponad 10-letnie doświadczenie w pracy dziennikarza radiowego i internetowego wykorzystuje do rozmów ze specjalistami oraz prezentowania zagadnień i korzyści programu EAP Lyra. Skondensowana wiedza, interesująca forma i klarowny przekaz to podstawa komunikacji pomiędzy firmą a klientem. Sprawna interakcja natomiast umożliwia lepsze rozumienie potrzeb i wymagań obu stron. Tylko oparta na zaufaniu i transparentności współpraca pozwala budować trwałe i pozytywne relacje. Nie tylko w biznesie, ale przede wszystkim w życiu.