Blog
22 grudnia 2025
Jak się nauczyć oduczania?
Największy wróg ukrywa się nie w tym, czego nie wiemy, ale w tym, co wydaje nam się, że wiemy. Oduczanie nie jest konkurencją dla uczenia, ale jego cichym sojusznikiem.
„Brak wystarczającej ilości miejsca na urządzeniu”. „Nie można zainstalować aplikacji. Zwolnij miejsce i spróbuj ponownie”. „Pamięć wewnętrzna prawie pełna. Niektóre funkcje mogą działać wolniej”. Chyba każdy z nas komunikaty podobnej treści widział kiedyś na ekranie swojego komputera, telefonu czy konsoli. Pobieranie nowej zawartości – w postaci aplikacji, gier, programów – wymaga znalezienia wolnej przestrzeni na dysku i uporządkowania starszych plików. Bardzo często dopiero w takich momentach zdajemy sobie sprawę z tego, że sprzęt, którego na co dzień używamy, nie jest „studnią bez dna” i poza możliwościami posiada również ograniczenia uniemożliwiające jego efektywne działanie.
Nie mając innego wyjścia, zabieramy się wówczas za sprzątanie: kasujemy bezużyteczne screeny, usuwamy nadmiar magazynowanych „selfie”, odinstalowujemy programy i aplikacje, których nazw już nawet nie rozpoznajemy i nie potrafimy wymówić, likwidujemy przestarzałe pliki, na których osiadł cyfrowy kurz, z bólem serca pozbywamy się gier, które choć niejednokrotnie przeszliśmy, z sentymentu pozostawiliśmy na dysku, wmawiając sobie od lat, że przecież „jeszcze w to kiedyś na pewno zagram”. Szczególnie uciążliwa jest sytuacja, kiedy urządzenie nie chce uruchomić nowej aktualizacji systemu, bo wciąż działa na wersji sprzed kilku lat – niby funkcjonuje, ale coraz wolniej, coraz bardziej ociężale, coraz bardziej kapryśnie. Wtedy dochodzi do nas, że problem nie tkwi w nowym oprogramowaniu, tylko w tym, że nasze urządzenie nie potrafi już współpracować ze starymi ustawieniami. I że aby mogło działać szybciej, sprawniej, bardziej intuicyjnie, musi najpierw pozbyć się tego, co je spowalnia.
Co ciekawe, rzadko kwestionujemy sens takich aktualizacji (nawet mimo faktu, że notorycznie narzekamy na ich częstotliwość) – po prostu klikamy „akceptuj”, „kontynuuj” albo „zainstaluj”, bo wiemy, że to konieczne, jeśli chcemy, aby telefon czy komputer w ogóle nadążał za rzeczywistością. A jednak w życiu robimy dokładnie odwrotnie: trzymamy w głowie przekonania, nawyki i schematy myślowe, które działają jak stare programy – kiedyś przydatne, dziś niekompatybilne z nowymi wyzwaniami i realiami. Gromadzimy „mentalne pliki”, które tylko zajmują miejsce, blokują aktualizacje i spowalniają działanie całego „systemu”.
A potem dziwimy się, że świat przyspiesza, a my czujemy się jak stary model telefonu, którego nie da się już nawet naładować. Tak jak nasze urządzenia wymagają wolnej przestrzeni, by działać płynnie, tak samo nasz umysł potrzebuje miejsca, by mógł się rozwijać. Oduczanie się nie jest porażką czy kapitulacją, lecz formą aktualizacji, bez której nie da się funkcjonować w świecie, który nieustannie pobiera coraz nowsze wersje samego siebie.
Oduczanie się jedną z kompetencji przyszłości
Dzisiejsza rzeczywistość zmusza nas nie tylko do uczenia się, lecz także do świadomego kasowania danych, które już nie służą, a nawet niekiedy zwyczajnie przeszkadzają. Oduczanie się staje się jedną z najważniejszych kompetencji XXI wieku, choć niemal nikt – nomen omen - nie uczy nas tego w szkołach, na studiach czy w pracy. Bo o ile łatwo zrozumieć, że trzeba zdobywać nowe umiejętności, o tyle trudniej przyznać, że trzeba porzucić stare schematy i zdezaktualizowane zasoby wiedzy. Wydaje nam się, że to zaprzepaszczenie zainwestowanego wcześniej wysiłku, rezygnacja z osobistych doświadczeń lub po prostu przyznanie się do błędu, a przecież w dynamicznym świecie to naturalny krok naprzód i konsekwencja nieustannego mnożenia się danych, informacji i bodźców. Aktualizacja przekonań nie jest dowodem chwiejności, lecz dojrzałości — sygnałem, że zauważamy zmiany i umiemy oraz chcemy się do nich dostosować. Bez tego zaczynamy żyć w poznawczej przeszłości, tak jak firmy, które przegapiły technologiczne rewolucje i zniknęły z rynku, bo nie potrafiły wymienić własnych nawyków na nowsze.
Dzisiejszy świat wymaga płynności, elastyczności i odwagi w redefiniowaniu siebie. To nie przypadek, że World Economic Forumumieszcza adaptacyjność i uczenie się przez całe życie wśród najważniejszych kompetencji przyszłości — ale równie istotne, choć mniej spektakularne, jest usuwanie z głowy tego, co już nie działa. Oduczanie się nie oznacza utraty wiedzy, lecz usuwanie mentalnych barier, które uniemożliwiają dalszy rozwój. Oznacza to czasami porzucenie dawnych priorytetów, niekiedy zmiany w zachowaniu, a kiedy indziej tylko drobne korekty w sposobie myślenia. Jednak bez tego stoimy w miejscu, nawet jeśli intensywnie się uczymy. Można przecież gromadzić kolejne kursy i kompetencje, a i tak tkwić w starym sposobie patrzenia na świat. Nowe dane nie przełożą się wówczas na nowe myślenie.
Dlaczego tak trudno jest „zwolnić miejsce na dysku”?
Trudność polega na tym, że ludzie są emocjonalnie przywiązani do swoich przekonań, bo to właśnie z nich zbudowana jest nasza tożsamość — a tożsamości nie zmienia się tak łatwo jak aplikacji w telefonie. Każde nowe wyzwanie i każda zmiana zderzają się z naszym „wewnętrznym konserwatorem”, który szepcze: „po co to ruszać, skoro działało przez tyle lat?”. To trochę jak z łataniem domowych usterek: „tu się przyklei”, „tu się przykręci”, „tu się zatka” – „jeszcze wytrzyma”. Oczywiście, że wytrzyma – do czasu, gdy archaiczna pralka zaleje nam pół mieszkania, koślawe krzesło zapadnie się pod naszym ciężarem, a „przedpotopowy” przedłużacz „wywali” korki w całym bloku. Zmiany bywają trudniejsze nie dlatego, że są skomplikowane, ale dlatego, że zmuszają nas do zakwestionowania tego, na czym się opieraliśmy. Do tego dochodzi strach przed nieznanym, która sprawia, że wolimy powtarzać stare schematy niż wejść na teren, który jest dla nas obcy i nieznany.
Tymczasem współczesny świat nie zostawia nam wyboru. Gdy technologia, ekonomia i kultura zmieniają się jak w kalejdoskopie, trwanie przy dawnych przekonaniach staje się jak próba utrzymania balansu na ruchomej platformie. To właśnie elastyczne podejście do własnych przekonań decyduje o tym, kto będzie się rozwijać i pójdzie naprzód, a kto zastygnie w rozkroku, próbując złapać równowagę na wspomnianej platformie. Nie oznacza to oczywiście, że należy wyrzucać wszystkie dawne wartości na śmietnik — przeciwnie, chodzi o umiejętność wyselekcjonowania tego, co fundamentalne, od tego, co stało się już bezużyteczne i nieaktualne. Tylko że aby się do tego dostosować, trzeba najpierw pogodzić się z tym, że nie wszystko, co „wgraliśmy” do naszego systemu, wgrane jest tam na zawsze.
Oduczanie się równie ważne jak uczenie się
Choć intuicyjnie wydaje nam się, że najtrudniejsze w rozwoju jest zdobywanie nowych umiejętności, to psychologia poznawcza od lat pokazuje coś zupełnie innego: nasz największy wróg ukrywa się nie w tym, czego nie wiemy, ale w tym, co wydaje nam się, że wiemy. Mózg, który ewolucyjnie został zaprogramowany do oszczędzania energii, woli opierać się na utartych schematach niż generować nowe połączenia neuronalne. Efekt utopionych kosztów sprawia, że bronimy dawnych wyborów nie dlatego, że są dobre, lecz dlatego, że zainwestowaliśmy w nie czas, energię i emocje. Z kolei efekt zakotwiczenia sprawia, że pierwsza informacja, jaką kiedyś dostaliśmy, staje się „kotwicą”, od której nie potrafimy się oderwać i popłynąć dalej. Te mechanizmy były kiedyś przydatne, bo pozwalały szybko podejmować decyzje, ale dziś — w świecie dynamicznym i nieprzewidywalnym — mogą prowadzić na manowce. Dlaczego? Bo jeśli dane zmieniają się szybciej niż nasze przekonania, wpadamy w poznawczą ślepą uliczkę.
Psychologowie mówią, że oduczanie się to de facto „akt odwagi przeciw własnemu mózgowi”, bo wymaga świadomego rozmontowania tego, co intuicyjne. Badania pokazują, że ludzie znacznie częściej wolą dodawać niż odejmować. Zespół z Uniwersytetu w Wirginii odkrył, że w sytuacjach problemowych aż 78% osób instynktownie wybiera dodawanie kolejnych elementów zamiast usunięcia tych zbędnych — nawet jeśli to ostatnie jest szybsze i bardziej efektywne. Mózg po prostu kocha „więcej”: więcej danych, więcej zasad, więcej wyjaśnień. Tymczasem skuteczność myślenia w XXI wieku zależy od umiejętności świadomego „odejmowania” — rezygnowania z tego, co zbędne, aby w ogóle zrobić miejsce na nowe. Dlatego sama nauka to już za mało. Bez oduczania się zaczynamy przypominać przepełniony dysk twardy: działa, ale coraz wolniej, „wyrzuca” coraz więcej błędów, zaburza funkcjonowanie systemu i opiera się każdej nowej ingerencji.
Nie tylko dane, ale i nawyki do archiwizacji
Oduczanie się, wbrew pozorom, nie dotyczy wyłącznie wiedzy, lecz przede wszystkim mentalnych nawyków, które codziennie pomagają nam spoglądać na świat. To one decydują, jakie informacje uznamy za ważne, jak zinterpretujemy sytuacje społeczne, których argumentów wysłuchamy, a które z góry odrzucimy. Psychologowie porównują te nawyki do okularów, które nosimy całymi latami — tak długo, że nawet zapominamy, że je mamy. A przecież, jeśli nie zdejmiemy ich choćby na chwilę, nie zobaczymy, jak wygląda świat bez nich. Oduczanie się jest więc momentem zdjęcia tych okularów, a jest to jednym z bardziej wymagających procesów dla mózgu, bo oznacza chwilową utratę stabilności. Trzeba na nowo stworzyć sens, porządek, sposób interpretacji rzeczywistości — a to kosztuje, emocjonalnie i poznawczo.
Neurobiologia pokazuje jednak, że mózg jest niezwykle plastyczny: potrafi reorganizować sam siebie, jeśli tylko damy mu sygnał, że obecny schemat nie działa. Badania nad neuroplastycznością jasno wskazują, że „odejmowanie” starych schematów aktywuje te same obszary mózgu, które odpowiadają za uczenie się, tyle że działa odwrotnie: zamiast budować nowe trasy neuronalne, wygasza te zbędne. Bez oduczania się interpretujemy nowe sytuacje starymi kategoriami. Dlatego właśnie eksperci od innowacji mówią, że największą barierą nie jest brak wiedzy, lecz nadmiar pewności. Przekonanie, że „wiemy, jak jest”, blokuje bardziej niż niewiedza, bo zamyka na zmianę.
Przyszłość to oduczanie się przeszłości
Rynek pracy zmienia się dziś w tempie, za którym ciężko nadążyć. Raporty OECD i World Economic Forum regularnie przewidują, że w nadchodzących latach automatyzacja dotknie nie dziesiątek, lecz setek zawodów, a niektóre szacunki mówią, że nawet 40% czynności wykonywanych obecnie przez ludzi może zostać przekazanych maszynom i sztucznej inteligencji. W takich okolicznościach samo uczenie się nowych kompetencji już nie wystarcza — konieczne jest oduczanie się starych procedur, sposobów myślenia i metod pracy, które zostały wymyślone dla epok stabilności, a nie chaosu. Przykłady z wielkiego biznesu pokazują, że nieprzystosowanie się do zmiany potrafi pogrzebać nawet gigantów. Kodak nie umiał oduczyć się myślenia w kategoriach tradycyjnej fotografii i nie podołał wyzwaniom cyfryzacji. Nokia nie potrafiła porzucić klasycznego podejścia do telefonu komórkowego i przegapiła moment, w którym świat zaczął myśleć o smartfonach jako o mini-komputerach. W obydwu przypadkach zawiodło nie uczenie się, lecz właśnie oduczanie się.
Badania LinkedIn Workforce Learning Report pokazują, że „adaptability” jest od kilku lat najczęściej poszukiwaną kompetencją miękką na świecie. A adaptacja nie polega tylko na pobieraniu nowych aktualizacji — polega też na usuwaniu tych, które stały się niekompatybilne. Firmy coraz częściej preferują ludzi, którzy potrafią zrezygnować ze starych narzędzi, nieefektywnych modeli komunikacji czy od dawna nieskutecznych metod zarządzania. W erze AI to szczególnie widoczne: kiedy algorytmy wykonują za nas to, co schematyczne, powtarzalne i przewidywalne, wartością staje się zdolność patrzenia na problem z nowej perspektywy — a to wymaga porzucenia starej. Dlatego oduczanie staje się warunkiem ekonomicznego przetrwania i jednocześnie sposobem, by nie stać się zakładnikiem technologii.
Dziś edukacja to nie tylko uczenie się
W edukacji oduczanie się jest być może jeszcze ważniejsze, bo to właśnie szkoła i system kształcenia przez lata przygotowywały nas do świata, który dynamicznie się zmienia. Uczono nas powtarzania schematów, liniowego myślenia, odtwarzania wiedzy z pamięci, a nie kwestionowania, przewartościowywania czy rozmontowywania przekonań. Tymczasem współczesne badania nad kompetencjami przyszłości pokazują, że to właśnie elastyczne podejście do wiedzy będzie decydowało o sukcesie zawodowym i osobistym. Wraz z rozwojem technologii coraz większą wartość ma umiejętność krytycznego resetowania tego, co wiemy — a nie jedynie zbierania coraz większej puli informacji. Obecni uczniowie i studenci będą wielokrotnie zmieniać zawód, a ich praca będzie polegała na redefiniowaniu problemów, a nie na realizowaniu wcześniej znanych rozwiązań.
Organizacje edukacyjne w Finlandii, Singapurze czy Estonii już to rozumieją, dlatego wprowadzają do szkół myślenie krytyczne, rozwiązywanie złożonych problemów i uczenie się na błędach jako standard. To próba nauczenia młodych ludzi nie tylko konsumpcji wiedzy, lecz jej przetwarzania i odrzucania tego, co przestało być aktualne. Równolegle rośnie znaczenie lifelong learning, ale w nowej, bardziej wymagającej formie: nie tylko szkolenia, lecz ciągłego przebudowywania modeli myślenia. W świecie, w którym Google odpowiada na pytania szybciej niż nauczyciel, a ChatGPT rozwiązuje zadania w kilka sekund, kluczową przewagą człowieka jest zdolność interpretacji, empatii, elastyczności i zmiany perspektywy. To dlatego oduczanie się staje się nie tyle dodatkiem, co centralną osią edukacji przyszłości — bo bez umiejętności odrzucania tego, co zbędne, nie da się stworzyć miejsca na kompetencje, które naprawdę w przyszłości będą miały znaczenie.
Opór – pierwsza przeszkoda na drodze do zmiany
Jednak nawet najlepsze systemy edukacyjne i najbardziej postępowe strategie nie usuną jednego czynnika: człowieka, który z natury nie lubi ruszać tego, co zna. Dlatego oduczanie zaczyna się nie od wiedzy, ale od walki z oporem, który pojawia się natychmiast, gdy tylko coś narusza nasze status quo. Opór wobec zmiany jest czymś absolutnie naturalnym — to nie wada charakteru, lecz biologiczno-psychologiczny mechanizm obronny, który przez tysiące lat pomagał ludziom przetrwać. Mózg nie lubi niepewności, bo niepewność oznacza ryzyko, a ryzyko równoznaczne jest z potencjalnym zagrożeniem. Dlatego każda zmiana, nawet ta najbardziej pożądana, na początku uruchamia w nas coś w rodzaju wewnętrznego alarmu: „Uwaga! Nie znam tego! Nie ruszaj!”. To zresztą świetnie opisuje model zmiany Elisabeth Kübler-Ross, znany głównie w kontekście żałoby, ale równie trafny w odniesieniu do każdego procesu transformacji: najpierw jest szok, potem zaprzeczenie, targowanie się, złość, dopiero później pojawia się akceptacja. I choć sekwencja ta u każdego może wyglądać inaczej, jedno pozostaje wspólne: opór jest pierwszym sygnałem, że mózg próbuje utrzymać dotychczasowy stan.
W psychologii mówi się, że człowiek nie boi się zmiany jako takiej, lecz utraty kontroli związanej ze zmianą. Przejście od oporu do akceptacji wymaga zrozumienia, że dyskomfort jest częścią procesu, a nie sygnałem, że robimy coś źle. W praktyce wygląda to jak emocjonalne rozciąganie — trochę boli, ale właśnie dzięki temu zwiększa się zakres ruchu. Według psychologii pierwszy krok do akceptacji to „normalizacja oporu”: nie walczyć z nim, lecz potraktować go jako informację, że zaczynamy wchodzić w obszar rozwoju. Gdy zmiana zyskuje sens, motywacja rośnie, a lęk spada. I dopiero wtedy otwiera się przestrzeń na autentyczną akceptację — nie jako bierne pogodzenie się, ale jako świadome przestawienie mentalnej wajchy. To droga, która prowadzi od chaosu do poczucia sprawczości i pozwala zobaczyć zmianę nie jako zagrożenie, ale jako nowy rozdział.
Od mikro do makrooduczeń
Przejście od oporu do akceptacji to proces, który można świadomie wspierać. Jedną z najskuteczniejszych strategii jest tzw. metoda „mikrooduczeń” — zamiast próbować zmieniać wszystko naraz, zaczynamy od małych, kontrolowanych kroków, które oswajają mózg z nową rzeczywistością. To podejście jest znacznie skuteczniejsze niż rewolucyjne „od jutra zmieniam wszystko”, bo omija biologiczny system alarmowy, który włącza się przy nagłych zmianach. Kolejną strategią jest zmiana kontekstu — badania pokazują, że ludziom łatwiej oduczyć się starych nawyków nie w miejscu, w którym je utrwalili, lecz w nowym otoczeniu. Dlatego tak często po wyjeździe, wakacjach czy zmianie pracy łatwiej nam wdrażać nowe postawy.
Pomocne jest również świadome tworzenie przerw poznawczych — momentów, w których przyglądamy się własnym schematom zamiast działać na autopilocie. Inną skuteczną metodą jest budowanie emocjonalnej odporności poprzez obcowanie z dyskomfortem — zamiast go unikać, ćwiczymy tolerowanie go. To dlatego ludzie uprawiający sporty ekstremalne, sztuki walki czy zimowe kąpiele w lodowatej wodzie często mówią, że łatwiej im radzić sobie ze zmianami życiowymi — ich mózg bowiem regularnie doświadcza kontrolowanego stresu, który uczy elastyczności. Bardzo ważna jest również perspektywa narracyjna: jeśli widzimy zmianę jako zagrożenie, będziemy się wobec niej bronić, ale jeśli widzimy ją jako szansę, zaczynamy traktować ją jak inwestycję w przyszłe „ja”.
Jak się uczyć… oduczania?
Wprowadzenie oduczania do codziennego życia nie wymaga życiowej rewolucji, lecz raczej uważności, konsekwencji i gotowości, by kwestionować własne automatyzmy. Jakie narzędzia i strategie mogą być w tym procesie pomocne?
- Journaling: Jednym z najprostszych i jednocześnie najskuteczniejszych narzędzi jest prowadzenie dziennika refleksji. Pozwala to przyglądać się własnym schematom z bezpiecznej odległości. Gdy zapisujemy swoje myśli, decyzje czy emocje, łatwiej nam dostrzec powtarzające się wątki, stare mechanizmy i błędne założenia, które w innych sytuacjach przemykają obok naszej świadomości. To właśnie w takich miejscach zaczyna się proces oduczania się: w świadomym rozpoznaniu tego, co już nam nie służy.
- „Eksperymenty behawioralne”: znane z terapii poznawczo-behawioralnej, polegają na małych próbach podważania własnych przekonań — na przykład, jeśli wierzymy, że „wszystko musi być perfekcyjne”, eksperyment polega na wykonaniu zadania w 80% i obserwacji, co się wydarzy. W większości przypadków okazuje się, że świat się nie zawala, a nasze lęki były bezzasadne.
- „Mikroresety”: krótkie, celowe przerwy i odstępstwa od rutyny, które pozwalają spojrzeć na rzeczywistość w nieco inny sposób. Może to być zmiana trasy do pracy, zjedzenie śniadania w innym miejscu niż zazwyczaj, zrobienie zakupów w sklepie, który dotąd omijaliśmy, czy wprowadzenie do codziennej garderoby nowego koloru. Takie małe zaburzenia rutyny otwierają mózg na alternatywy i pokazują, że „można inaczej”.
- Budowanie środowiska, które sprzyja elastyczności: Jedną z kluczowych strategii jest otaczanie się ludźmi, którzy myślą inaczej niż my — nie tylko pod względem poglądów, ale także stylów funkcjonowania, doświadczeń czy profesji. W zaskakujący sposób kontakt z różnorodnością rozbraja nasze automatyczne schematy i otwiera furtki poznawcze, które w hermetycznych środowiskach pozostają zamknięte.
- Zarządzanie informacjami: selekcjonowanie źródeł, ograniczanie szumu, świadome filtrowanie danych zamiast scrollowania bez końca. W erze nadmiaru informacyjnego oduczanie się polega także na odrzuceniu iluzji, że „muszę wiedzieć wszystko”.
- „Trening mentalny” i metoda mikroprzesunięć: Dzięki neuroplastyczności mózg lubi nowe wzorce, ale musi je regularnie ćwiczyć, dlatego warto wprowadzać „trening mentalny” - naukę nowych umiejętności niezwiązanych z pracą, tymczasową rezygnację z ulubionych schematów, ekspozycję na nowe środowiska. Nawet drobne zmiany — jak jedzenie inaczej niż zwykle, czytanie innych gatunków literatury, wybór przypadkowego podcastu — mogą tworzyć mikroprzesunięcia w mentalnych strukturach.
- Świadoma rezygnacja z niektórych zadań, ról i przekonań: umiejętność mówienia „nie”, przekierowywania priorytetów, rezygnowania z perfekcjonizmu.
Badania pokazują, że mózg najlepiej uczy się wtedy, gdy jest lekko przeciążony, ale nie przytłoczony; podobnie z oduczaniem się — wymaga wyjścia poza komfort, ale nie rzucenia się w chaos. Dlatego codzienna praktyka oduczania się to raczej seria drobnych modyfikacji niż heroiczne i gwałtowne zrywy. To proces, który z czasem staje się naturalny. W pewnym momencie zaczynamy traktować oduczanie się jako codzienne „zdejmowanie mentalnego plecaka”, który nosiliśmy z przyzwyczajenia, a który tylko nas spowalniał. Warto zadać sobie jedno proste, ale niewygodne pytanie: jaką jedną rzecz jestem gotów odinstalować ze swojego umysłu już dziś? Czasem wystarczy drobna zmiana, by uruchomił się cały proces aktualizacji myślenia. To mały krok, który potrafi odmienić kierunek, w jakim idziemy na co dzień.
Naszą „bazę danych” możemy zaktualizować tylko my sami
Choć oduczanie się jest dziś jedną z kluczowych kompetencji, to sporym błędem byłoby uznać je za ważniejsze od samego uczenia się. Jeśli skupimy się wyłącznie na kasowaniu, dekonstrukcji i podważaniu, łatwo wpaść w pułapkę wiecznej dekonstrukcji, w której nic nie zdąży się utrwalić, a my staniemy się zakładnikami zmiany. Oduczanie się bez uczenia przypomina remont, po którym nikt nie wnosi mebli – niby jest więcej przestrzeni, ale nie bardzo wiadomo, do czemu ma to służyć. Z drugiej strony, uczenie się bez oduczania prowadzi do przeciążenia systemu i magazynowania przestarzałych danych. Dlatego kluczowa jest równowaga: najpierw potrzebujemy ciekawości, aby poznawać, eksplorować, próbować nowych rzeczy, a dopiero potem odwagi, by przyznać, że nie wszystko, czego się nauczyliśmy, nadal ma sens. W praktyce chodzi o rytm przypominający oddech: wdech nowych informacji i doświadczeń, wydech rezygnacji z tego, co zbędne. Oduczanie nie jest konkurencją dla uczenia, ale jego cichym sojusznikiem. Dopiero gdy nauczymy się korzystać z obu tych procesów równocześnie, mamy szansę naprawdę nadążać za rzeczywistością, zamiast jedynie gonić jej cień.
Oduczanie się nie jest łatwe, bo — w przeciwieństwie do naszych telefonów i komputerów — nikt nie wyświetli nam komunikatu: „Brak miejsca w głowie. Usuń stare pliki, aby kontynuować”. To my sami musimy zdecydować, co zachować, co zaktualizować, a co odinstalować na dobre. Nie zrobi tego za nas żaden algorytm, żaden system i żadna automatyczna funkcja optymalizująca pamięć. Nad technologią mamy jedną zasadniczą przewagę: nie musimy wymieniać siebie na nowszy model — wystarczy regularnie instalować aktualizacje, a na jednym „systemie operacyjnym” z powodzeniem przepracujemy całe życie.